Najlepszy dotąd western Fulciego i absolutnie w jego stylu. Pomysł dość nietypowy, bo sami tytułowi jeźdźcy apokalipsy są nietypowi- hazardzista i oszust z burżujskimi manierami, ciężarna prostytutka, pozbawiony godności pijaczyna i szalony czarnoskóry grabarz. Obsesje i przyzwyczajenia każdego z tej czwórki dają o sobie znać w najmniej spodziewanych momentach. Mamy jeszcze czarny charakter który staje im na drodze- sadystycznego Chaco którego genialnie zagrał Tomas Milian (sam przyznaje w wywiadzie że wzorował się na Charlesie Mansonie). Ta postać i kilka typowych dla Fulciego zagrywek nadają filmowi znamiona "makabreski na dzikim zachodzie". W niecenzurowanej wersji filmu możemy zobaczyć gwałt, kanibalizm, tortury oraz strzelaniny gdzie krew tryska wiadrami. Wszystko to nie wydaje się tak chore gdy poznamy inne dzieła reżysera. No i większość filmu to przede wszystkim przyjemny film przygodowy, któremu zresztą towarzyszą ckliwe ballady zespołu "Cook and benjamin franklin group" (największa wada filmu) co łagodzi wydźwięk brutalnych scen. Muzycznie i wizualnie zachwytu nie ma, nawet kompozycje Fabio Frizzi'ego są marne. Zdjęcia kiepskie, a lokacje w jakich rozgrywa się film mogły by być łąką za moim domem, w każdym razie nie przypominają za bardzo dzikiego zachodu. Na szczęście scenariusz jest niezły, postaci zaskakują, a finał satysfakcjonuje. Jako że to bardzo oryginalne Spaghetti i główny bohater jest zwyczajnym facetem z którym się identyfikujemy bo nie jest żadnym herosem z rewolwerem (on nawet nie nosi broni), jestem w stanie postawić słabe 7. Jak na Fulciego to i tak cholernie dużo.