PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=110728}

Czterech jeźdźców Apokalipsy

I quattro dell'apocalisse
6,1 114
ocen
6,1 10 1 114
Czterech jeźdźców Apokalipsy
powrót do forum filmu Czterech jeźdźców Apokalipsy

W połowie lat 70. włoski western już dogorywał. Z jednej strony publiczność była nim zmęczona i nie potrafiła w dalszym ciągu traktować go poważnie, z drugiej zaś wyrosła mu na własnym podwórku wcale mocna konkurencja: przeżywające właśnie swoje najlepsze lata poliziottesco oraz stale rosnące w siłę giallo.

Wówczas, po 9 latach przerwy, do gatunku powrócił sporo zawdzięczający mu Fulci (to od realizacji znakomitego "Czas masakry" jego kariera nabrała znaczenia). I w zasadzie spłacił dług. Powstałymi na motywach opowiadań Francisa Bretta Harte'a "Czterema jeźdźcami...", jednym z najoryginalniejszych i najbardziej niepokojących spag-westów, zapoczątkował on ostatni rozdział w historii włoskiego Dzikiego Zachodu - poważne i ponure, sentymentalne i/lub melancholijne, ilustrowane hipisiarskimi balladami twilight spaghetti. Inna sprawa, że tenże odłam potrzebował jeszcze premiery zacnego "Keomy", aby nabrać wiatru w żagle.

Wbrew pozorom tytułowymi bohaterami nie są żadni bezlitośni rewolwerowcy, lecz niegroźne wyrzutki społeczne. To hazardzista o burżujskich manierach, nastoletnia, ciężarna prostytutka, alkoholik będący już wrakiem człowieka oraz czarnoskóry wariat, utrzymujący, iż ma kontakt z duchami. Poznają się w celi szeryfa, w której to umieszczenie ich okazuje się dlań zbawienne - podczas spędzonej tam nocy na ulicach miasta rozegra się bowiem swoiste ludobójstwo. Rankiem wyruszą razem w podróż, celem znalezienia sobie nowego domu. Po drodze przyłączy się do nich bandyta imieniem Chaco (niesamowita kreacja Tomasa Milliana, po części inspirującego się tu osobą Charlesa Mansona). Początkowo pomocny, szybko okaże się nieobliczalnym psychopatą.

"Czterej jeźdźcy..." to psychodeliczne kino drogi, poświęcone przyjaźni, miłości, przemocy, wreszcie kresowi Dzikiego Zachodu (nie, o ekspansji kolei mowy nie ma). W wielu miejscach zaskakująco dużo tu ciepła i empatii, ale w opozycji doń stoją sceny prawdziwie nieprzyjemne. Niezbyt liczne, ale poprzez swoją brutalność (wspomniana masakra), sugestywność (gwałt na otumanionej narkotykiem kobiecie) lub osobliwość (nekrofagia) bardzo silnie działające na odbiorcę. Wespół z okazjonalnymi elementami onirycznymi (kapitalna sekwencja w miasteczku widmie) opowiadaną historię czynią snem o Dzikim Zachodzie.

Niestety nie obyło się bez minusów. Historia ozdabiana jest nie zawsze pasującą muzyką, opowiadana jest nieco zbyt leniwie, a do tego jeszcze znacznie hamuje ją sekwencja rozgrywająca się w podupadłym miasteczku górniczym, zbyt długa i niemalże wyzbyta dramaturgii. Nie tylko odstaje od wcześniejszych fragmentów, ale też osłabia oczekiwany finał. Po którym z kolei następuje prawdopodobnie jedno z najbardziej kuriozalnych zakończeń spaghetti westernu.

Ciężko więc o brak mieszanych uczuć po seansie, ale równie ciężko nie doceniać odwagi Fulciego, talentu Milliana i kreatywności scenarzysty Ennio De Conciniego.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones