...kretymi, nieoswietlonymi schodami wolalbym zniesc niz ogladac "to-to" jeszcze raz. dawno nie widzialem rzeczy tak nieudolnej. poczatkowo stawialem na to, ze 'dzielem' tym uraczyl nas jakis swiezo upieczony, nie opierzony absolwent szkoly filmowej, ktorego mlodziencza porywczosc i naiwnosc nie chroni przed popadaniem w pretensjonalnosc i kicz. niestety - rezyser i scenarzysta w jednej osobie urodzil sie w 1963 i ma juz kilka filmow na swoim koncie. nie chciałbym spedzic z nim wakacji ;)
film pelen jest idiotycznych uproszczen i formalnych bledow. przypomina wypracowanie sfrustrowanego nastolatka, ktory o swiecie wie tyle co uslyszal w telewizji i od rodzicow neurotykow. przedstawiona sytuacja jest sztucznie uproszczona i zupelnie nierealna. Podobne 'kastracyjne' i rownie 'wyszukane' i 'wzruszajace' zabiegi stosuje 'mistrz' Trier celem unikniecia pracy - wiec myslenia - dla siebie przy scenariuszu i rezyserii jak i dla widzow podczas seansu. przyklady? oto pierwsze z brzegu:
- wiezienie z 300 osadzonymi w ktorym 'kolegium' decydujace o losach więźniarek sklada sie z dyrektora, nauczycielki gry na fortepianie, dwóch straznikow i pani psycholog. przy okazji straznik pracujacy na bramie grozi dyrektorowi zwolnieniem i wpuszcza na teren zakladu prywatna ciezarowke z przestepcami, ktorzy wywoza wieznia...
- wiezniarka wchodzi w otwarty konflikt ze straznikiem, katujac go niemal na smierc, po jakims czasie natomiast ma z nim bezposredni kontakt i jest jego 'podwladna'. jest to z punktu widzenia wspolczesnej sluzby penitencjarnej TOTALNA BZDURA - bez sumy jednak tego kalibru bzdur ten film nie mialby prawa powstac. caly jest bzdura.
- cale wiezienie i jego organizacja jest przedstawione w sposob przezabawny. pracuje w nim kilka osob na krzyz zajmujac sie wlasciwie wszystkim - od otwierania bramy po przepychanie fortepiany i eskorotwaniu wiezniow. widac co prawda w kilku momentach jeszcze kogos - zasadniczo jednak mozna dojsc do wniosku ze pozostali pracownicy zajmuja sie bieganiem w nocy po korytarzach. gdyby rezyser podchodzil powaznie do swojej pracy, z czystej grzecznosci i ciekawosci zapoznalby sie z funkcjonowanie tak duzego zakladu karnego - jezeli juz - o zgrozo - zdecydowal sie umiescic akcje swojego 'dramatu' w tak specyficznym i nie latwym do przedstawienia miejscu. a tak wszystko to wyglada jak pensjonat gdzie dzieci pracownikow rysuja kredkami w towarzystwie morderczyn z podwojnym usilowaniem zabojstwa na koncie... yea yea yea!
z reczy pomniejszych - a rownie idiotycznych:
- corka na procesie mowi o stosunkach z ojcem - sprawa nie zostaje zbadana bo jak mowi ojciec - on sie nie przyznal - bo co by powiedziala zona. i juz. po prostu ;) wystarczy ze ojciec sie nie przyzna do stosunkow z 12 letnim dzieckiem i jest po sprawie.
- zdjecie na fortepianie zostalo - jak mowi nauczycielka wykonane kilka dni przed aresztowaniem blondynki - tyle tylko ze na zdjeciu sa obie - a przeciez poznaly sie w wiezieniu...
natomiast tytul najwiekszego absurdu i szczytu zlego smaku otrzymuje motyw z wycinaniem strun z pianina i wieszaniu na nich blondynki. zebysmy wszyscy zdali sobie z tego jasno sprawe w momencie gdy kamera pokazuje wiszaca kobiete slychac dosande trzeszczenie struny.
nie wiem jak mozna caly ten melanz zlego smaku, kiczu i absurdu wogole nazywac kinem i proponowac go ludziom w pierwszym dniu Filmostrady. Czy ktos to wogole ogladal przed wyslaniem 'w kraj'?!
Pewnie oglądaliśmy ten film w tym samym czasie i w tym samym miejscu. Co ciekawe, ja nie zwróciłem uwagi na te "niedopatrzenia" reżysera. Myślałem więcej o problemie braku miłości wobec Jenny... Ale gdy tak czytam te wszystkie Twoje uwagi krytyczne, to myślę, że masz rację.
Ponadto w filmie raziło mnie trochę, że tak naprawdę to nie zobaczyliśmy tam niczego odkrywczego. Kolejna opowieść o "mistrzu i jego uczniu". Jednak zagrane było dość dobrze i to chyba ratuje ten film. Technicznie też nie mam zastrzeżeń.
Inna rzecz, że już dawno nie byłem w kinie i stęskniłem się za klimatem sali kinowej. Dlatego też nie byłem zbyt surowy wobec tego filmu, bo jednak, co by nie mówić, jest to film nieco ambitniejszy w zestawieniu z tym, co na codzień króluje w repertuarze.
Zgadzam się z Tobą w 100%. Spodziewałam się ciekawego filmu kiedy przeczytałam opinie innych,a tu się okazało,że to tandetna beznadzieja. Przetrwałam jedynie do końca tego filmu ze względu na tak zwane wspaniałe zakończenie i żałuję,że nie wyłączyłam go po 15 minutach oglądania...
Większego pie*dolenia jak żyje nie czytałem. Zapominałeś dodać jaką bzdurą jest, że bezpośrednią pieczę nad więźniarkami sprawują mężczyźni nie kobiety. Skrajną niedorzecznością jest również to, że noszą przy sobie pistolety, bo faktycznie w obrębie więzienia ostrą broń posiadają jedynie odziały szturmowe, nie zwykli klawisze. A już zupełnym idiotyzmem jest malowanie przez strażnika pulpitu - przecież tego się nie robi tak sztywnym szczeciniakiem! Jednym słowem, bzdura na bzdurze, człowiek rodzi się, aby umrzeć. Boże, chroń nas przed bezdusznymi technokratami! No cóż, jeśli błędy formalne komuś aż tak cholernie utrudniają percepcję estetyczną...ciężkie człowiek musi mieć życie;) Jak dla mnie 8/10.
Jak to dobrze, że ludzie są jednak różni;)
jesli ktos nie radzi sobie z odwzorowaniem rzeczywistosci, ktora ma podstawowy wplyw na relacje miedzy glownymi bohaterami to jaki to wszystko ma sens? to nie jest film SF, ale historia, ktora ma ambicje byc osadzona w konkretnym miejscu (Niemcy) i czasie (takim w ktorym zyja jeszcze swiadkowie II wojny swiatowej).
jesli 99% przedstawionych w filmie sytuacji nie mialo prawa sie wydarzyć to jak mozna na tak mizernych podstawach budowac historie i dramat, jezeli bohaterowie najzwyczajniej w swiecie nie mieliby szansy nawet sie... spotkac?!
pytam wiec, po co? po co osadzac akcje w wiezieniu jezli jak piszesz poza formą pelna bledow pozostaja jedynie blizej niezdefiniowana ( ja nie znam takiego okreslenia) 'percepcja estetyczna'.
trzeba bylo bohaterow umiescic w piekne sierpniowe popoludnie na ogrzanej sloncem bawarsiej lace - niech sie spotykaja i rozmawiaja.
ja taki zbiór 'błędów formalnych' nazywam lekcewazeniem widza.
E tam, dla mnie to małostkowość takie skrupulatne porównywanie realiów filmowych z rzeczywistością. Ja oglądając film skupiłem się na głównym wątku który wydał mi się na tyle ciekawy, iż nie zwróciłem uwagi na błędy o których piszesz. Myślę, że to kwestia proporcji i uwagi. Dla mnie uproszczenia filmowe, w sensie analogii do świata rzeczywistego, nie maja takiej wagi, jak narracja fabularna i to co rzeczywiście film usiłuje przekazać. Co do percepcji, no cóż mamy jej wiele rodzajów i przyznaje, że moja percepcja analityczna jest niepomiernie uboższa od Twojej;] Nie będę się kłócił, bo chyba nie o to tutaj chodzi. Film Ci się nie podobał, a mnie tak i tyle. Do widzenia;]
Dokładnie! Córka wspomniała w sądzie o stosunkach z ojcem, ale to jakoś uszło uwadze wszystkich. Albo tekst ,że w lutym '45 szpital, w którym pracowała Krugerowa "uległ amerykańskiemu atakowi terrorystycznemu" - to mnie rozwaliło i "najbardziej ucierpiał budynek i oficerowie wermachtu".