Czytając wasze wypowiedzi, mam wrażenie, że dwa ostatnie pokoje i zachwyt nad akcją, jaka się w nich dzieje, przesłonił trochę grę Tima Rotha - Theodore'a - który w mojej opinii przez pierwsze dwie scenki trzyma poziom filmu i pozwala doczekać, lepszych czasów ;). Prawda jest taka, że jako łapczywy na pieniądze, niemoralny typ wypada tu świetnie. Jego - będące oczywiście jawnym pastiszem - świetnie ukazują, nie tylko istotę pracy "bell-boy'a", ale także, świetnie wpasowują się do konwencji zepsutych ludzi zamieszkujących zepsuty stary hotel. Wzrok swoistej mendy, która chce jak najmniejszym kosztem zarobić kilka zielonych nie zważając na jakąkolwiek etykę, nie tyle pracy, co zachowania.
Pierwsza scenka, w mojej opinii najsłabsza (choć widzę, że nie tylko), trzyma jakiś poziom prawie wyłącznie dzięki niemu. Czarownice nie są tak wyraziste, jak mogłoby się wydawać, (jedyną godną zapamiętania jest wg. mnie Valeria Golino). Abstrakcyjność scenki też nie trzyma się kupy w stosunku do kolejnych, które odwołują się do faktycznych, otaczających nas dewiacji.
Kolejny pokój jest dla mnie zagadką, nie do końca zrozumiałą i dopiero ostatnie sceny trochę rozjaśniają ten obraz. Pogadanka z rewolwerem przy twarzy, miała być w pewnie w stylu Quentina, nie mniej jednak, to nie było do końca to. Bardzo podobała mi się lubieżność Jennifer Beals. Gdyby cały pokój miał taką intensywność jak sama końcówka, chyba nie musielibyśmy oglądać kolejnych.
309 natomiast nie podobał mi się do końca, chociaż nie mam pojęcia dlaczego. Banderas jest genialny, dzieciaki mają diabła za skórą, chaos jest nieopisany, a Roth wreszcie może się wyżyć na słabszych. Sama końcówka jednak - poezja, a ostatnie zdanie - wspaniała pointa.
Jednak chłopaki z pokoju nr 4 to mistrzostwo. Oczywiście, uwielbiam Tarantino. Uważam, że była to jego najlepsza rola (lepsza nawet niż w Desperado). Typowa dla niego scenka, długi wywód o rzeczach, które są nieistotne - to jest to, czego nikt inny nie zrobi (bądź nie napisze/reżyseruje) w taki sposób jak on. A szybkość końcowej sceny - kolejny błysk. Tu stłamszony został Roth, jednak wrócił w samej końcówce, po świetnym, niby minutowym, wywodzie Quentina. Zaznaczył swoją obecność w filmie, którego był cichą gwiazdą.
Świetne podsumowanie!
Tim Roth ocaliłby każdy pokój w tym hotelu! Jak dotąd oglądałam go w dwóch filmach i w serialu i sobie myślałam - okej, fajny, przystojny aktor, będę na niego zwracać uwagę, ale teraz? Teraz mam ochotę obejrzeć całą jego filmografię!
Gdyby nie był taki chciwy, toby nie prowokował wielu z tych sytuacji ^^ Pokoje są poustawiane w pewnej gradacji, więc ostatnia scena jest kulminacją - to 'ciach' jest widocznym znakiem, że biedak się nie mógł doczekać :D
A poza Timem Rothem - w życiu nie spodziewałabym się, że Rodriguez nakręci scenę, przy której padnę ze śmiechu. Brawo!