Spielberg, Streep, Hanks... do tego film o zwycięskiej walce kilku idealistów z mocno demonizowanym i nielubianym w Hollywood prezydentem... już widzę jak na tegorocznych Oscarach (a nominacji będzie pewnie sporo) wszyscy snuć będą, oczywiście z zatroskaną miną, rozważania o "powtarzaniu historii", "trudnych czasach, które znów nadeszły", "potrzebie walki o amerykańskie wolności" i tego typu bzdurach. Obok "siły kobiet" (a.k.a. "proszę, zapomnijcie o molestowaniu") będzie to pewnie temat numer jeden na gali...