Ciekawie operuje schematami. Na pierwszy plan wybija się duet Walker/Subkoff (co ciekawe, ta druga aktorka występuje w podwójnej roli chłopaka i dziewczyny), a Martin Sheen spisuje się świetnie jak (prawie) zawsze (jego jedyną wpadką była rola Grega Stillsona w adaptacji "Martwej strefy" Stephena Kinga. Muzyki się nie zapamiętuje, ale jest idealna jako podkład do poszczególnych scen. Jedyne co mi nie pasowało to jednak schematy i Ron Perlman, którego po pierwsze nie lubię, a po drugie, ma zbyt dobre warunki "twarzowe", aby grać psychopatę. A ostatnia scena, choć do przewidzenia, jest po prostu piękna.