To jest właśnie opinia o polskim widzu: dobry tytuł musi brzmieć jak bełkot, żeby trudno było wymówić, to zawsze polaka - cebulaka bawi. Po drugie, najlepiej to żeby był fonetycznym zapisem angielskich słów - wtedy to już w ogóle boki zrywać. No i po trzecie, absolutnie nie może znaczyć nic konkretnego, ani realnego. Najlepiej, żeby cebulak nie do końca wiedział co tytuł znaczy, nawet po wyjściu z kina. Jak tytuł spełni powyższe wymogi - zostaje klepnięty ;/