Guy Ritchie ma ten sam problem co Pasikowski (znając proporcje takiego porównania). Otóż próbuje ciągle sprzedawać to samo jakby od czasów Snatch'a nie minęło 20 lat.
A minęło. Kino się zmieniło. Widownia się zmieniła, a Guy te same dowcipy opowiada jak karol sztrasburger. Wyobraziłem sobie jak sam się z nich zaśmiewa przy pisaniu scenariusza. Mnie to już nie rusza choć da się toto ogladać przy piwku.