Film jest długi i nudny. Gratka dla masochistów z fetyszem oglądania trudnych filmów i
mówienia potem innym ze nie zrozumieli. Jeżeli film przynudza i widz nie może się doczekać
końca to jest zwyczajnie słaby i nie ma sensu usprawiedliwiać go głęboką symboliką,
alegoriami, możliwością interpretowania na 100 sposobów, jeżeli kogoś to kręci to niech
sobie poczyta "Dziady".
Dla Tych, którzy zastanawiają się czy obejrzeć: Dajcie sobie spokój jest mnóstwo lepszych
filmów o podobnej tematyce.
Na forum tego filmu jest mnóstwo opini. Myślę, że jesteś jedna z ostatnich osób, której ktoś się posłucha. Pozdrawiam.
Myślę, że jedną z pierwszych bo mój przekaz jest prosty. Szkoda czasu i tyle, a nie jakieś wywody na temat wspaniałej muzyki symboliki etc.
Zgadzam się, tak jak pierwsza sekwencja z dzieciństwa była urokliwa i ciekawa tak później było już coraz więcej dłużyzny
Niestety podzielam zdanie. Lubię starsze filmy, "Ojciec Chrzestny" - arcydzieło, "Aniołowie o brudnych twarzach" - perełka z przesłaniem, "Dobry, zły i brzydki" - klasyk, ale tutaj czegoś zabrakło. Udało mi się dobrać do najbardziej rozszerzonej wersji "extended" trwającej niebagatelne 4h i 7 minut i oglądałem film parę dni. Początek był jeszcze w miarę z różnymi splotami młodych bohaterów i przeplatane retrospekcjami. Ale im dalej w las tym gorzej. Nie rozumiałem sensu tej nostalgii i wracania głównego bohatera, Noodlesa "na stare śmieci", tak samo jak niektórych bohaterów, którzy się pojawił na chwilę i zniknęli, choćby ten senator z końcowych scen. Jak dla mnie film ratuje przede wszystkim muzyka Ennio Morricone'a, który jak zawsze nie zawodzi i potrafi wczuć się klimatycznie w dany film. A tutaj miał trudną pracę, bo ja tego klimatu po prostu nie czuję.
Rozumiem też filmy o nostalgii, przemijaniu, bez większej fabuły, podobnie książki (na ciebie patrzę "Glorio Victis"). Ale tu... po prostu wsadzone różne wydarzenia a potem niech widz szuka w tym sensu. Zawiodłem się.