Po wielkim sukcesie Hobo with a Shotgun pewnie tysiące gównianych (w dobrym tego słowa znaczeniu) niskobudżetowych eksploitacji wypluje z siebie rynek twórców niezależnych.
Hobo postrzegać można jako eksploitacje posiadającą wiele walorów artystycznych - a czy takie były prawdziwe eksploitacje z lat 60-70? Nie do końca.
Dlatego nawet bardziej rasowym przedstawicielem retro jest Dear God No. Film (podejrzewam, że zrobiony za 5 tyś dolarów max) przerósł moje najśmielsze oczekiwania! O ile pierwsza połowa filmu to zdecydowanie klasyczna eksploitacja rodem z Russa Meyera (tylko ostrzejsza) to druga połowa po prostu wgniata w fotel. Czego tu nie ma! Stary dobry nazizm, psychodeliczne tripy, mordercze Yeti, idiotyczne (plus!) zwroty akcji i infantylne do bólu dialogi!
Arcydzieło w swoim gatunku, czekam na więcej filmów!
8/10