Dla mnie scenariusz filmu to klapa. Ok, wszystko jakoś tam mniej więcej do siebie pasowało. Od początku twórcy zdawali się sugerować nam istnienie stałego przeznaczenia, faktu, że przeszłości nie da się zmienić, że wszystko jest jak błędne koło i nawet jeśli się przeniesiemy i będziemy próbować, to nie tylko poniesiemy klęskę, ale pojmiemy, że ślady naszej obecności już istniały w przeszłości z tym, że tego nie dostrzegliśmy. A tu nagle mamy zakończenie - happy end, który jest irracjonalny. Dlaczego? Dlaczego ona nie zginęła w odpowiednim dla siebie czasie, mniej więcej dwie godziny przed wybuchem ubrana właśnie w tę sukienkę? Jak to możliwe, że on ją uratował? Co się mogło zmienić? Przecież ślady i fakty już na samym początku dowodziły, że Doug z przyszłości - ten sam wiedzący co się stanie, faktycznie cofnie się w czasie, będzie próbował, ale ona i tak umrze i to w identycznych okolicznościach. Teoretycznie facet nie był w stanie niczego zmienić, dlaczego więc zmienił? To się nie trzyma kupy.
nie koniecznie... mozna spojzec na to z tej strony ze (Doug ktory sie przeniosl) oddal za nią wlasne zycie...
to dopiero jest naciagane. I co znalezli go zaraz po wybuchu z odcietymi palcami tak? I moze jeszcze potem ona sie w czasie przeniesie.
JesJest scena która przebija wszystko... Pominę wszystkie nierealne sprawy związane z czasoprzestrzenią i podobnymi bzdetami. Gwiezdne Wojny też nie są realne, ale nawet w Gwiezdnych Wojnach kobieta oblana benzyną w przypadku, gdy wszystko wokół płonie i wybucha, uległa by zapłonowi. Jeszcze ten wybuch jak wyskakiwali z budynku, gdy płomienie przeszły tuż nad ich głowami;D
I dlaczego Denzel nie wypłynął z samochodu przez tą samą zbitą szybę co ta kobieta, tylko próbował pod wodą zbić boczną szybę skoro przedniej już nie było:P
Dawno nie widziałem tak niedopracowanego scenariusza;P Niesamowita bajka. Jak ktoś uważnie ogląda ten film to nigdy się w niego nie wczuje. Jest zbyt dużo powodów do śmiechu...