PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=32728}
7,6 26 tys. ocen
7,6 10 1 26378
7,4 27 krytyków
Dekalog II
powrót do forum filmu Dekalog II

Nie będziesz brać Imienia Pana Boga swego na daremno. Nie potrafię pojąć sensu tego odcinka

ocenił(a) film na 10
sierkoz

drugie przykazanie odnosi się m.in. do krzywoprzysięstwa i dlatego piesiewicz z kieślowskim tak ułozyli scenariusz

szczeki

Mnie sie wydaje ze Nie będziesz brać Imienia Pana Boga swego na daremno odnosi sie w filmie do zupełnie innej kwestii. Przykazanie mówi także o pewnej próbie na jaką wystawiamy Boga. Tu janda glosno krzyczy ze popelni zło /zabijajac dziecko/ jesli Bog ochroni jej męża. Staje przed dylematem zyciowym mieszajac w to Boga. sama w filmie jest niewierzaca wiec zamiast Boga na probe wystawia ordynatora, ktory ma jej powiedziec czy umrze czy nie. Ta forma szantazu nie do konca konczy sie dobrze mimo ze lukasiewicz bedzie szczesliwy, bo mysli ze to jego dziecko ona bedzie zyla w swiadomosci ze zle zrobila wystawiajac lekarza na probe, i zrzucajac na jego barki odpowiedzialnosc dodatkowo do konca zycia bedzie zyla w wiedzy ze to nie ich dziecko tylko jej i fronczewskiego.

ocenił(a) film na 9
sierkoz

Ordynator przysiągł Jandzie, że nie ma szans dla jej męża. Chodzi właśnie o tą przysięgę - ordynator jakby wezwał na świadka Boga choć wiedział, że kłamie.

LMNO

dorota w rozmowie z ordynatorem powołuje się na Boga, mówi, żeby lekarz prosił o przebaczenie

ocenił(a) film na 7
pindol_38cm

pindol_38cm: cenna uwagę, w sumie jedna i druga osoba "łamie" II przykazanie, przy czym wina Ordynariusza jako osoby wierzącej jest większa, bo dla Doroty słowo "Bóg" nic nie znaczy, ot takie słówko które ma na celu zrobić większe wrażenie na osobie wierzącej.
[użyłem słowa ł a m i e w cudzysłowie, bo to w ścisłym znaczeniu nie jest łamanie przykazania. Wg mnie, nawet sami twórcy nie do końca rozumieją II przykazanie, utożsamiając słowo "Bóg" z imieniem Pana Boga, a to nie tak... równie dobrze ktoś mógłby mylić Anie z określeniem "moja siostra, żona, teściowa, córka" itp.]

LMNO

A ja mam wrażenie, że ordynator nie kłamał. Wzbraniał się przed wyrokowaniem o mężu Doroty, bo za dużo widział - tych, którzy powinni żyć, a umierali, i takich, dla których nie było ratunku, a żyli. Jest wierzący, więc nie chce stawiać się w roli Boga – tylko on decyduje o życiu i śmierci. Dopiero kiedy Dorota stawia lekarza pod ścianą i mówi, że przez jego milczenie zabije dziecko, a on nie będzie miał czystego sumienia, ordynator łamie swoje zasady, by ratować życie dziecka.

Ta historia z cz. II jest przytoczona w cz. VIII - tam wątek główny snuje się wokół decyzji Zofii, która odmawia żydowskiej dziewczynce ochrony, powołując się na to, że religia zabrania jej dawać fałszywe świadectwo, a musiałaby to zrobić, stając się chrzestną tego dziecka - prawdziwy powód jej zachowania jest inny, ale na tym poziomie to jest sytuacja ordynatora z II à rebours: on łamie przykazanie, by zapobiec aborcji, a Zofia twierdzi, że – choć religia nakazuje jej okazywanie miłosierdzia – formalnego nakazu nie może naruszyć. W obu przypadkach stawką jest życie dziecka.

ocenił(a) film na 7
szafrin

szafrin: świetny wpis! Gratuluje!
I dodam 3 grosze: Dorota jest w sytuacji tragicznej (sama świadomie do niej doprowadziła), nie radzi sobie z nią i chce przerzucić/rozłożyć swoją winę i swoje czyny na innych. Nie potrafi sobie poradzić ze skutkiem grzechu z przeszłości. Niszczy nie tylko przedmioty (zapałki, szklankę) i kwiat, ale też jest zdeterminowana tak samo postąpić wobec bliźniego (w sensie psychicznym). Jest jak człowiek z brudnymi rękami, który szuka czystego ręcznika (Ordynariusza). On ją celowo unika, wchodzi do domu drugą klatką, bo wie że ona go kusi do grzechu... i w końcu skusiła w kluczowym momencie filmu - typowym zachowaniem kobiecym - czyli szantażem emocjonalnym: "jak mi nie powiesz, to przez Ciebie uśmiercę płód". Ordynariusz łamie nie tylko przykazanie boskie (przysięga) ale też swoje głębokie przekonania: że nigdy nie będzie wydawał wyroku na pacjenta, bo już nie jeden raz skreślił kogoś a on przeżył. Jednak w obliczu posiadanej wiedzy - "progres" i szantażu emocjonalnego niestety ulega.


ocenił(a) film na 8
LMNO

Według mnie również chodzi o tą przysięgę. Ten film jest genialny (jak reszta Dekalogu) również dlatego, że nic tu nie jest proste, a poprzez symbole i niedopowiedzenia, pozostawia naszej wyobraźni pole do popisu.

sierkoz

Dodam też swoje 3 grosze :)

Jakkolwiek wszyscy którzy Ci odpisali mają rację wskazując na właściwą scenę filmu, słusznie zauważyłeś, że w kontekście tego filmu odrobinę niejasna jest treść II przykazania.
Wszystko się wyjaśnia gdy sięgnie się do brzmienia tego przykazania z Starego Testamentu (Księga Wyjścia i różniąca się nieco wersja z Księgi Powtórzonego Prawa). Zacytuję tylko pierwszą, żeby sie nie rozpisywać:
"Nie będziesz wzywał imienia Pana, Boga twego, do czczych rzeczy, gdyż Pan nie pozostawi bezkarnie tego, który wzywa Jego imienia do czczych rzeczy".
Dorota, komplikując sobie życie, a następnie wymuszając na lekarzu przysięgę, po to aby wyplątać się z trudnej sytuacji, postawiła na szalę słuszności swej decyzji życie męża oraz dziecka (usiłując utwierdzić się przysiegą lekarza w podjęciu decyzji oraz przywłaszczając sobie boskie prawo do decydowania o życiu i śmierci człowieka).
Bóg ją na swój sposób "ukarał" sprawiając, że zarównko mąż jak i dziecko
przeżyło, skazując wszelkie jej przedsięwzięcia na niepowodzenie.

Pozdrawiam.

mifo

Ale czy napewno Ordynator kłamał w scenie gdy przysięgał Dorocie że jej mąż nie przeżyje?
Zauważcie że w laboratorium, gdy Ordynator konsultuje biopsje z innym lekarzem, ów doktor stwierdza "progres", czyli rozwój choroby..
Przy tej scenie jest obecny oczywiście Barciś (wysłannik woli Boga(?)).
Kolejna scena z Barcisiem to odwiedziny Doroty u ciężko chorego męża. Gdy Dorota mówi "Andrzej kocham Cię" z twarzy Barcisia możemy odczytać swego rodzaju zakłopotanie, a co dalej interpretuję jako przyszłą zmianę decyzji, czyli zostawienie Andrzeja przy życiu. Nastąpił odwrót choroby. Moim zdaniem Ordynator nie kłamał gdy przysięgał.

ocenił(a) film na 10
mafu

Ja właśnie też mam wątpliwości jak rozumieć ten odcinek, bo ordynator nie kłamał.
Może właśnie chodzi tu tylko o to, że Dorota-mimo, że nie wierząca- chciała wymusić na lekarzu przysięgę...?

mafu

No właśnie - czy mówiąc "progresja" lekarze mieli na myśli postęp choroby, czy postęp w kondycji chorego? Wydaje mi się, że Kieślowski specjalnie użył dwuznacznego słowa, co tylko rozszerzyło możliwości interpretacyjne, a przy tym wcale nie strywializowało przesłania. Choć być może się mylę; nie znam się na medycynie i nie wiem, w jakich sytuacjach używa się tego pojęcia. Wiem jedno - dopóki nie zajrzałem na to forum, dopóty byłem przekonany, że ordynator kłamał.

użytkownik usunięty
Czinaski

Dla mnie jednoznaczne jest ze ordynator nie kłamał. Progresja w patologii oznacza jedno - ze choroba sie rozwija. Nigdy nie słyszałem, żeby lekarze tak mówili o poprawie stanu zdrowia...On nie mógł tego przeżyć.
Tak samo jak w Dekalogu I obliczenia się zgadzały.

ocenił(a) film na 7

dokładnie. plus pod koniec był dialog ,,przekonaliśmy się, że nie leczymy zdjęć rentgenowskich" - czyli wyniki badań były beznadziejne, a mąż i tak wyzdrowiał.
p.s. interpretacja postaci Barcisia bardzo mi się podoba.

sierkoz

Lecz tak naprawdę, sens tego odcinka jest inny i został wyjasniony w Dekalogu VIII, gdzie w tym celu jest przeprowadzony specjalny "wykład".

"Dziecko jest najważniejsze", dlatego lekarz złożył przysięgę, co do tego, że mąż bohaterki umrze. Lecz nie użył on imienia Boga "na daremno" gdyż dziecko przeżyło, a przecież życie męża i tak nie było w jego rękach... Dokonał słusznego wyboru za bohaterkę.

sierkoz

Zresztą, gdyby się głębiej zastanowić to są to dwie strony tego samego medalu.

Jedno jest pewne, na pewno ta część Dekalogu wymaga chwili zastanowienia :))

Pozdrawiam.

ocenił(a) film na 9
mifo

mi sie wydaje, ze obie interpretacje ("wina" Jandy i "wina" Bardiniego) sa sluszne. Mysle tak z prostego powodu. Artur Barcis pojawia sie przy obu postaciach... :)

ocenił(a) film na 9
druid_3

po krotkim zastanowieniu sklaniam sie jednak ku "winie" Jandy :P

ocenił(a) film na 10
sierkoz

Rzeczywiscie, latwo jest pogubic sie w niuansach tej niby prostej fabuly:)
Ale warto przeciez szukac sensu na to, co obejrzelismy, wszak po to ten film zostal nakrecony. Ja jednak wpadlem na jeszcze jedna mysl; w scenie, kiedy Janda przychodzi do Lukaszewicza przed zabiegiem (ktorego nie dokonala), zastaje meza w pozie przypominajacej Jezusa przybitego do krzyza. Lezacy, konajacy, bliski smierci, czy tez juz niezywy(?), na sam koniec przychodzi do doktora i prowadzi z nim rozmowe. Ale czy mamy pewnosc, ze on nie umarl, ze moze to byl tylko duch Lukaszewicza, a nie on sam we wlasnej osobie? Przeciez Jezus kiedy umarl, tez objawil sie swoim uczniom juz jako duch, a nie istota fizycznie zyjaca. Widze pewne podobienstwa co do Biblijnych przypowiesci, z ktorej jak mniemam, rezyser takze sporo zaczerpal. Bez pewnej wiedzy na temat religii chrzescijanskiej, nie sposob odczytac tego filmu na glebszym poziomie.
Z cala pewnoscia to skomplikowana, wielowarstwowa opowiesc, zmieszczona w niespelna jednej godzinie - czy mozna o lepsza rekomendacje?

użytkownik usunięty
Thommy

Ja uważam, że to jednak chodzi o decyzje i właśnie o to, że Janda postawiła ordynatora w roli Boga, wystawiła go na próbe, miał zadecydować o losie dziecka i/lub Łukaszewicza.

użytkownik usunięty
Thommy

Dokładnie tak! Andrzej mógł być równie dobrze martwy w scenie gdy przychodzi do ordynatora na pogawędkę. Mówi "Przybyłem stamtąd" nadając temu jakiś metafizyczny wymiar.

sierkoz

Tak sobie myślę, że może właśnie chodzi tutaj przede wszystkim o słowo "nadaremno". Kieślowski pokazuje, że przysięgać na Boga możemy jedynie w sprawach tak ważnych jak życie i nawet jeżeli kłamiemy, ale tak jak ordynator, który swoim kłamstwem uratował życie nienarodzonego dziecka, to to już nie jest "nadaremno".
Ordynator nie przysięga nadaremno, tylko (wg. mnie) po to, by nie złamać 5 przykazania.
Co by nie napisać, to mam wrażenie, że geniusz Kieślowskiego polegał przede wszystkim na tym, iż nie dostaliśmy całkowicie jasnej odpowiedzi, ale zostaliśmy na tyle poruszeni by samemu starać się zrozumieć sens 10 przykazań.

ocenił(a) film na 10
sierkoz

sakrament małżeństwa udzielają sobie nawzajem małżonkowie, a na świadka biorą Boga (obiecując sobie miłość, wierność i uczciwość małżeńską)- tak podchodzi do tego sakramentu kościół katolicki;

Janda, która rozważała porzucenie męża (Łukaszewicza) była na granicy złamania właśnie II przykazania, stąd być może taka, a nie inna fabuła tego odcinka

ocenił(a) film na 5
szczeki

Też tak myślę. Pozostałe interpretacje wydają się trochę naciągane, aczkolwiek ciekawe i zmuszająca do rozpatrzenia.

ocenił(a) film na 7
sierkoz

Mi tez nasuwa się wniosek odnośnie małżeństwa. Dorota złożyła przysięgę małżeńską i jej nie dochowała, więc rzuciła na wiatr słowa związane przez Boga

ocenił(a) film na 8
sierkoz

Jak dla mnie ta część jest zdecydowanie słabsza od pierwszej. Nie daje tyle do myślenia i nie jest w stanie wywołać tak gorących dyskusji, moim zdaniem. Ale jeśli chodzi o kontekst drugiego przykazania, to mam też inne spostrzeżenie. Ordynator mówi, że ma swojego Boga (nie dokładnie tak, ale o to chodzi). Poza tym jego zawód obliguje go do tego, żeby w Boga się "bawić" - daje lub odbiera życie. "Nie będziesz brał imienia..." może odnosić się w taką właśnie "zabawę" w Boga, nigdy nie można jednoznacznie stwierdzić czy ktoś przeżyje czy nie. Na początku sam o tym mówi, potem jednak łamie się przed postacią graną przez Jandę i przysięga, że chory umrze.

Z drugiej jednak strony nie wydaje mi się do końca jasne, gdzie Kieślowski mówi o winie Jandy. A powinien.

ocenił(a) film na 8
sierkoz

zgadzam się z poprzednikami. myślę, że w kontekście II przykazania należy rozpatrywac zarówno małżeństwo i niedotrzymanie przysięgi złożonej Bogu przez Dorotę - będzie cierpiała z myśla o tym, co zrobiła (o czym dziecko będzie jej przypominało), jak i decyzje ordynatora. Ordynator zdecydował przysiąc, według swej najlepszej wiedzy o rozwoju choroby, że mąż Doroty umrze, choc wiedział o tym dobrze, ze nie ma żadnego wpływu na wyroki Boga (jak też było w przypadku jego rodziny) - toteż Bóg postanowił pokazac mu, że jego przysięgi nie decydują w sprawach które nie należą do niego, więc mąż przeżył (na przekór). Ale tak naprawde, dzięki progresowi choroby nawet nie musiał on kłamac, miał łatwiejszy wybór. Pytanie, czy gdyby nastąpił regres choroby nadal byłby on w stanie przysiąc? Bóg mu tę decyzję ułatwił w ten sposób ze względu na dziecko, na którego życie miał rzeczywisty wpływ (gdyby nie on dziecko by zginęło), a zatem nie przysięgał w tej sprawie "nadaremno". Wydaje mi się, że Bóg pokazał , że w sprawach na które nie mamy wpływu nie jest az tak istotne czy kłamiemy, jeśli może to pomóc w sprawach ważnych, na które wpływ mamy. Myślę, że znamienne w kontekście tego przykazania jest też użycie słów "Pana Boga swego", tu ordynator też miał tylko "swojego Boga", jak sie wyraził, ale tak samo mógł zgrzeszyc przed Nim, jeśliby przysięgał kłąmliwie i tego właśnie bał się orydnator, zatem przykazanie to nie odnosi się jedynie do chrześcijan.

goszka87

a ja znaczenie przykazania "Nie bedziesz brać Imienia Pana Boga na daremno" interpretuję jeszcze inaczej. Dorota sama mówiła że od kilku lat nie mogła mieć dzieci. Gdy w końcu Bóg obdarzył ją upragnionym dzieckiem, ona chciała je zabić. Najpierw prosi o zajście w ciążę, a potem chce zrobić aborcję - chce zabić łaskę daną od Boga, na którą wcześniej czekała

natka_sch

przecież w laboratorium padło słowo: progresja. w takim razie ordynator raczej nie kłamał..

ocenił(a) film na 9
kurttoja

Czy uporczywe dzwonienie Doroty do drzwi ordynatora oraz jej wcześniejsze napastowanie go, jest metaforą wymagania od Boga natychmiastowej odpowiedzi, jak czyni wielu pseudo-katolików ?

ocenił(a) film na 9
sierkoz

Podsumowując, jeżeli "progres" oznacza rozwój choroby - ordynator nie kłamał i Dorota nie usunęłaby ciąży. Jeżeli ordynator myślał, że stan Andrzeja się poprawia, to skłamał, by ratować życie dziecka. Tak czy inaczej, jeśli ordynator przysiągł prawdę, to nie złamał przykazania, a jeżeli przysiągł kłamstwo, to w słusznym celu, a więc "nie nadaremno". Zatem, jeśli chodzi o ordynatora, jest on moralnie chyba w porządku. Na życie Andrzeja nie miał wpływu, mógł uratować dziecko i to zrobiłby, zarówno prawdą, jak i kłamstwem. Owszem, nie chciał wzywać "nadaremno imienia Pana Boga swego", bo miał pokorę wobec niepewności ludzkiego życia. I wtedy w jego życiu pojawia się osoba, która żąda od niego, by złamał swe zasady, czyli nadał rangę boskiej pewności czemuś, co jest niepewne. To tylko moja interpretacja, ale wydaje mi się, że chodzi tu o to, że ludzie żądają pewności i wzywają Boga po to, by mieli pewność w niepewnym świecie. Brakuje nam pokory wobec świata, którego nie możemy zrozumieć i zaakceptować, a także podjąć w nim decyzji. Dorota chce wiedzieć na czym stoi, chce by najpierw Bóg podjął decyzję, czyli "zabrał" Andrzeja lub pozwolił mu żyć. Bohaterka nie chce brać na siebie odpowiedzialności i żąda od Boga pewnej wiadomości, a za pośrednika obiera sobie ordynatora. Dorota łamie więc przykazanie żądając boskiej pewności w miejscu, gdzie powinna podjąć decyzję zgodnie z własnym sumieniem.
Trochę przydługo, ale myślę, że to chyba najlepiej świadczy o sile tego filmu.

aannkkaa00

Wydaje mi się ,że nie bez znaczenia jest ostatnia rozmowa ordynatora z Łukasiewiczem. Chory wyzdrowiał, cieszy się z tego,że będą mieli dziecko- mnie sie wydaje,że on przebacza żonie zdradę, tak jak Chrystus cierpiący za nasze winy. Jak ktoś wspomniał, w małżeństwie składa się przysięgę przed Bogiem i jest ona nierozerwalna. Dorota, zanim postanowiła usunąć ciąże, zerwała z kochankiem- wybrała ostatecznie męża, choć chciała się pozbyć wyrzutów sumienia(dziecka), Bóg jednak nie pozwolił na śmierć dziecka, i na takie proste rozwiązanie sprawy.Pytanie rodzi się również, czy to małżeństwo było katolickie? bo nigdzie nie jest powiedziane, że było... Wtedy to ordynator przysięga, że pacjent nie przezyje. można stwierdzić, że poddaje się kuszeniu i ostatecznie ufa bardziej nauce niż woli Boga, z drugiej strony ratuje dziecko- choć nie wiemy ostatecznie czy skłamał w słusznej sprawie ,czy z pychy.Co do tego kwiatka... Wg mnie może on symbolizować, rozpad małżeństwa, dusze doroty, lub dziecko któremu chce odebrać życie. Ostatecznie przecież go nie wyrzuca, tylko daje mu szanse.A ten zając ,to chyba próba zrzucenia winy, z doroty na ordynatora . Zając symbolizuje życie, nowe życie czyli dziecko. W całym tym filmie, najgorzej idzie mi z interpretacja opowieści o życiu ordynatora. .. Film genialny w swojej prostocie, metafizyczności i wielowymiarowości.