Wiecie czym rózni sie film od napadu na bank? Obydwa musza mieć dobry plan (scenariusz) i odpowiednio dobranych wykonawców ( aktorów). Tyle, że w filmie nic nie uda się przypadkiem. Z tego wniosek, że film zrobić trudniej.
Demony nie są złym filmem. Konwencja znana nam z Blair Witch Project i REC sprawdza się i tutaj dosyc dobrze. Fakt, statyczne dialogi tu i tam nieco spowalniają tempo, które później twórca ( W. BrentBell - dosyć kiepski Stay Alive), próbuje nadrobić, często z dobrym skutkiem. Umiarkowana dawka niekonsekwencji nie przeszkadza ogólnie, tak jak w napadzie jeden z bandytów może być kulawy a inny daltonistą. I tak jak w rabunku - trudno o jakąś kosmiczną oryginalność - w jednym potrzebna jest przemoc, okrzyki, broń i groźne miny, tak i w filmie....też. No i są.
To co czyni film słabym jest brak TAJEMNICY. Film prowadzi nas przez wydarzenia, konsekwentnie i w miare spójnie logicznie, ale nasz umysł nie ma czym się zająć. Nie ma jądra ciemności, tajemnicy, celu tej podróży, czegoś, co by nas zaintrygowało, zastanowiło, zapewniło te odrobine emocji, którą horror zapewniać powinien. W efekcie zakończenie, które co by nie mówić, stwarza wrażenie oryginalnego i przemyślanego, przyjmujemy z zastanawiającym spokojem. Bo napad w sumie sie udał. Tylko zamiast oczekiwanych banknotów w kasie spoczywały fiolki wypełnione białą cieczą. Pozostawało sie tylko odwrócic i wyjść. Z kina. I zapomnieć.