Film, w którym niekwestionowaną gwiazdą jest Meryl Streep, choć jej rola jest drugorzędna. Na pewno chodzi o powtórzenie sukcesu książki pod tym samym tytułem, kiedy właśnie nie ma na horyzoncie bardziej spłaszczonego scenariusza. Główna bohaterka wygląda banalnie i, o litości, tryska szczerością. Dwa razy w ciągu filmu zmienia kierunek ambicji, by coś stracić, ale i zachować najważniejsze. Można powiedzieć, że zamiast niej głównym bohaterem filmu jest moda, a Andrea, bo tak ma na imię główna bohaterka, gardzi nim i zachwyca na przemian.
Oglądamy rozbudowane o kilka wykładów, przygody Andrei, która wielki świat mody widzi z wyższej perspektywy. Jej odnalezienie się w nowej pracy pozostaje zgrabnym obrazkiem przebieranek. Ale tło wydarzeń, odczytane przy szczęśliwym końcu, zaskakuje regularnością właściwą obrazom ambitnym. Bo też czy Meryl Streep zgodziłaby się na komedię błahą, pozbawioną powagi? Aktorka prawie nie schodzi z ekranu, epatując charyzmą i mówiąc gładko bez przejęcia.. Jej postać, czyli Miranda, jest z natury opozycyjna do Andrei ? jeszcze świeżej i spontanicznej.
Historia tych kobiet posiada dwa dna, umiejętnie ukrywane i odsłaniane. Film jest tak skonstruowany, by widz opowiedział się po którejś ze stron. Zarówno jedna, jak i druga popisały się odwagą i z elegancją obroniły swoich racji. Gdy dochodzi do ostatecznej, subtelnej rozgrywki, widzimy, że i jedna i druga uczyniły ze swego życia sztukę. Kiedy Miranda mówi do Andrei, że są do siebie podobne, na pewno myśli coś w tym guście.