Jest to naprawdę przyjemny film. Pomimo niechęci do Hathaway, wielka "chęć" na Streep zwyciężyła :) Właściwie awersja (trwająca aż po dziś dzień) do Hathaway była niczym nieuzasadniona. Fakt, grywała w kiepskich filmach, ale chyba te czasy minęły bezpowrotnie. Do rzeczy... "Diabeł ubiera się u Prady" to ciekawie skrojona historia, która niestety śmierdzi banałem. Jednak mi to nie przeszkadzało podczas seansu. Bez wątpienia pomogła w tym wyśmienita oprawa muzyczna, niesamowite tempo opowieści i (aż tyle czekałem z napisaniem tego) fantastyczna Streep :) Ta rola nie jest ani trochę przeszarżowana, jest wprost idealna. Tu liczą się gesty i pojedyncze ruchy warg (może i szkoda, bo spodziewałem się bardziej ekspresyjnej kreacji), aż nasuwa się porównanie do roli Glenn Close z "Niebezpiecznych związków" :) Niestety nasuwa się też porównanie z innym filmem. Tym razem nieco mniej chwalebne. Fabuła filmu Frankela jest łudząco podobna do "Barw kampanii" Nicholsa. Oczywiście temat inny, ale pod tą otoczką pozostaje właściwie historia o tym samym. Mamy właściwie podobną postać, te same motywy (zaniedbywanie rodziny) i podobne wnioski. Tylko, że w porównaniu z obrazem Nicholsa, to co zrobił Frankel okazuje się być... banalne. Po reżyserze "Seksu w wielkim mieście"można było się spodziewać odważniejszego podejścia, ale otrzymaliśmy miłą bajkę skrojoną na potrzeby hollywoodu. Nie wiem po co ten happy end, bo to wcale mi tu nie pasowało, a wręcz psuło sens filmu. Cóż, kolejna opowieść ku pokrzepieniu amerykańskich serduszek. Frankel nie wiedział co wybrać - frywolną historyjkę wyśmiewającą świat mody (za tym rozwiązaniem staję murem, bo te fragmenty filmu były najlepsze), albo pouczającą opowieść o szukaniu swojego włąsnego miejsca w życiu (to twócom wychodziło znacznie gorzej). Stworzono coś pośrodku. Taka też jest moja ocena ów filmu. Nie stworzono ani arcydzieła, ale też nie jest to produkcja zła. Jednak trochę zbyt grzeczna, zwłąszcza, gdy spojrzeć na nazwisko reżysera. Poza tym nominacja do Oscara dla Meryl Streep obowiązkowa. Polecam "Barwy kampanii", ponieważ to co prawda film przedstawiający inną historię, ale tak naprawdę wysnuwający podobne wnioski. Obraz Nicholsa jest znacznie bardziej gorzki, "Diabeł..." to po prostu rozrywka przesnuwająca się przez ten ciężki temat, więc jeśli tylko rozrywki oczekujecie, warto się na ten film do kina wybrać.