Mimo, że film był długi - nie wydłużał się. Świetnie zrobiony spaghetti western (na tym gatunku - głównie - bazował "Django"). Idealna muzyka - nawet chamski, gangsterski rap w scenie idących przez puste pola niewolników: wszystko nadaje tu smaczku.
Jedyną rzeczą, jaką mnie zawiodła, była sama rola Tarantino: jak zawsze w nic nieznaczącym epizodzie, jednak tutaj nie pasował: albo się nie wczuł, albo zbyt zajęty był reżyserką. Dopóki grał mimiką i gestem, było świetnie, ale dialogi tej konkretnej postaci mu nie pasowały. Może dlatego, że nie grał (co mu świetnie wyszło w Pulp Fiction) takiej z lekka niezdary?
Film na ogromny plus. Polecam!