Film jest niskich lotów widowiskiem podszytym poprawnością polityczną. Zawsze wydawało mi się, że kino powinno pełnić rolę edukacyjną. Narzucać refleksje, zwrócić uwagę na poszczególne sprawy stawiając je w danym świetle lub zachwycić oprawą, muzyką, grą aktorską, spektaklem. To to pożywka dla zdeklarowanych fan boy'ów Tarantino, którzy każdy jego obraz będą uważali za arcydzieło oraz młodej (głupiutkiej) części społeczeństwa, dla której wartość ma liczba polubień na znanych serwisach społecznościowych.
Tfu.