Poza tym że film jest naprawdę bardzo dobry, wciągający, a przy tym wyrazisty estetycznie i ze świetnie dobraną muzyką Tarantino w ciekawy sposób "bawi się" kinem i przeróżnymi nawiązaniami. Nie każdy je wyłapuje, ja i o kinie i o QT trochę wiem więc postanowiłem podzielić się kilkoma spostrzeżeniami (UWAGA spojler na spojlerze i spojlerem pogania)
- Rola Samuela L. Jacksona - genialny przytyk w strone Spike'a Lee
Historia wyglądała tak, jakieś 2 lata temu Spike Lee wytkną Tarantino to że jest rasistą, bo za często używa słowa NIGGA w swoich filmach. L. Jackson wstawił się za Quentinem, powiedział że jest czarny i nie uważa tego słowa za obraźliwe (Podobnie QT mówił że słowo to nie jest obraźliwe). Spike Lee podsumował stwierdzeniem że Samuel L. Jackson zachowuje się jak niewolnik który ślepo przyklaskuje swojemu panu powtarzając za nim jego zdanie.
W takiej właśnie roli QT obsadził Jacksona w Django, co najlepiej widać w scenie obiadu, gdzie Jackson powtarza kwestie Claina zaśmiewając się i powtarzając coś w stylu "a to dobre".
-Scena rozmowy Django z nieznajomym w salonie (Przeliterowanie imienia):
Wiecie kim jest aktor który przysiadł się do Django? To oryginalny Django ze spaghetti westernu Cobbucciego z 1966 roku.
-Ostatnia strzelanina
Tutaj myślę że większość osób wyczuło że układ sceny jest bardzo podobny do finałowej strzelaniny z "Człowieka z blizną" Django stojąc na balkonie wyglądał prawie identycznie co Tony Montana.
W tej samej scenie pojawił się dialog między Foxxem i Jacksonem na temat liczenia kul w rewolwerze, albo jestem przewrażliwiony, albo to ewidentny ukłon w stronę brudnego Harrego.
Na razie to tyle, jeśli coś mi się przypomni napiszę, jeśli coś zauważyliście i chcecie się podzielić piszcie.
Nie 2 lata temy, tylko po premierze Jackie Brown ;)
Spike obraził się na Q, bo w filmie często padało słowo "nigga" :)
Jakby to powiedział redaktor Filmwebu po premierze "Big Love": trawestowanie dla samego trawestowania nie czyni filmu genialnym:)
Ale za każdym razem kiedy widzę w filmie fajnie zrobione nawiązanie sprawia mi to po prostu olbrzymią frajdę.
Dr Shultz trzyma broń w rękawie niczym Travis w "Taksówarzu", tak mi się skojarzyło.
Waltz w poprzednim filmie Tarantino grał złego do szpiku kości Hansa Landę. Rola doktorka to totalne przeciwieństwo esesmana z "Bękartów". Słowa Shultza, że "jako Niemiec, mam obowiązek pomóć Ci Django", to trochę takie odkupienie win z "poprzedniego wcielenia". Naciągane, ale jakoś, w dziwnym sposób, przeszło mi to przez myśl, oglądająć "Django".