Uważam, że po mału jego konwencja kina zaczyna się
wyczerpywać. Film podobny do Bękartów wojny.
Cięte dialogi budujące napięcie, dużo przemocy,
krew tryskająca jakby ktoś hlusnął wodą w stylu grindhouse.
To wszystko jest, tylko tak, te cięte "tarantinowskie" dialogi
nieco przytępione. Napięcie już nie takie jak choćby
w Bękartach wojny w czasie pamiętnej sceny gry w karty.
Trochę to wszystko wydaje się być wymuszone, niepotrzebne.
Reżyser niczym nowym nas nie zaskakuje. Film nie jest zły,
jak przystało na Tarantino - trzyma poziom, jednak bez fajerwerków.
Bękarty Wojny czy Jackie Brown to filmy zdecydowanie lepsze.
A i jeszcze jeden plus DJANGO to bez watpienia kreacja
Samuela L. Jacksona, grany przez niego Stephen jest odrażający.
Ocena 7/10.
Pamietam jak pierwszy raz ogladalem Bekartow i byl tam moment jak ci bohaterowie wpadli i juz pomyslalem no to teraz ich wytluka a tutaj takie zaskoczenie.
Lubie Tarantino i jego filmy bo sa specyficzne ,jedne slabe drugie lepsze ale coz jestesmy tylko ludzmi.
Zgadzam się - film "zaledwie" na 7, co przy Tarantino stanowi niestety rozczarowanie. Jak dla mnie, to za mało westernu w westernie - wszystkie smaczki montażowe, typu: zwolnione tempo, fontanny krwi w tym przypadku zabiły widowisko. Murzyn jako główny bohater też mi nie podszedł - zabrakło mi prawdziwych twardych facetów z krwi i kości, co dla mnie w westernie jest kluczowe. Jednym słowem film zdecydowanie za bardzo przerysowany - DiCaprio jest najjaśniejszym punktem filmu i nie wierzyłem, że kiedyś napiszę takie słowa o tym manierycznym "aktorze" ;)
Najsłabszy film w filmografii Tarantino. Czekam na następne, bo na pewno zrobi coś jeszcze na 10:)
hmmm oglądnąłem wczoraj.
Fabuła nawet niezła, ale też zauważyłem że mało Tarantina w swoim filmie ukazał.
No ok, pod koniec w willi to rzeczywiście dzieją się iście Tarantinowskie krwistości, ale dlaczego nie ma tego wcześniej.
Ok początek, jak nieszczęśnicy strzelają w głowę temu przygniecionemu, łeb się rozlatuje, no to już zapowiedziało że będzie krwisto, ale potem trochę mało tego rozlewu. hehe.
Fajny moment zabicia Calvina :P
Ale to że doktorek zginął, trochę lipa.
Zanim zginął zdążył jeszcze powiedzieć do tego ochroniarza.
Django mógł wtedy zareagować i skoczyć na niego, uratowałby życie Shultzowi. no ale cóż... tak miało być...
Jak ode mnie to 7/10
Jako wielki fan Tarantino obejrzałem prawie każdy film, może poza Jackie Brown.
Nie da się podczas oglądania Django nie odczuć, że jest podobny do Bękartów. Zakłamanie historii, uczynienie ze zniewolonych przez nią bohaterów. Jednak obejrzawszy w życia kilka starych, dobrych westernów jestem pełen podziwu, że Tarantino zrobił ten pastisz, a jednocześnie hołd dla tego wymarłego gatunku. Aktorzy zostali fenomenalnie dobrani, dialogi są świetne i tryskające czarnym humorem, a ten charakterystyczny dla Tarantina kicz odpowiednio zdawkowany i stosowany głównie, by podkreślic grubą krechą rozmach zemsty Django ( masakra w Candyland ). Film naprawdę ma urok, a styl Tarantina jest charakterystyczny i niepodrobiony ( chyba, że przez Rodrigueza). Doskonale rozumiem, że ta konwencja może się przejeść, jednak według mojej opini to rewelacyjny film, z kwit esencją tego, co dobre w dorobku Tarantina.
10/10.
Przez 7 miesięcy chyba mogę obniżyć ocenę o 1 pulę. Odświeżyłem sobie Pulp Fiction i uznaję ten film za nieco lepszy od Django. Poza tym moje zainteresowanie filmowe dopiero się rozwija i zdążyłem obejrzeć wiele świetnych filmów w międzyczasie, podwyższając ocenowo poprzeczkę. Dlatego "tylko" rewelacyjny, a nie arcydzieło. I dlaczego typowy fan Tarantino? Że zmienny, czy co? Bo oczywiście przejście z 10 na 9 to gargantuiczna wręcz zmiana...
Według mnie jest to świetny film, ale przemoc jest zbyt realna. A jego najlepszym filmem jest Pulp Fiction albo Wściekłe Psy.
Niestety muszę się zgodzić, że jak na standardy Tarantino to nie taki dobry film, jak mogłoby wynikać z jego wysokich ocen.
Duże plusy za:
- ogólny klimat i solidne wykonanie filmu jako całości
- ładne ujęcia i bardzo przejrzysty montaż
- aktorów - DiCaprio fenomenalny, dał świetne, wiarygodne złudzenie oglądania prawdziwego psychopaty, a nie tylko aktora odgrywającego "czarny charakter"; reszta obsady dobrana również bez zarzutu
- dość udaną próbę połączenia pastiszu gatunku z hołdem dla niego
Niestety moim zdaniem odbiór filmu mocno psują:
- drastyczny spadek tempa mniej więcej od połowy filmu - tak do godziny jest bardzo ciekawie, później niestety z minuty na minutę Tarantino coraz bardziej... przynudza. W efekcie miałem wrażenie, że albo środek filmu jest niepotrzebnie wydłużony, albo początek i zbyt drastycznie skrócony.
- mało kreatywne/ciekawe przedstawienie świata w drugiej części filmu - otoczenie w którym oglądamy mało interesujące rozmowy między głównymi bohaterami jest stworzone całkowicie bez polotu;na domiar złego wszystko robi się bardzo statyczne. Ponieważ w pewnym momencie akcja zaczyna toczyć się wyłącznie na plantacji lub w jej otoczeniu miałem poczucie stagnacji i znużenia
- bardzo przeciętne dialogi, które słabo zapadają w pamięć - niestety, bo bardzo szybko po dynamicznym początku to one zaczynają stanowić główny element fabuły; szkoda, bo soczyste rozmowy były zawsze znakiem rozpoznawczym Tarantino. Jednym z nielicznych wyjątków jest genialna scena rozmowy prowadzonej przez członków KKK - niespodziewana, absurdalna i autentycznie zabawna
- brak spójności w ukazaniu postaci Łowcy nagród. Doktorka przez pierwszą godzinę poznajemy jako doświadczonego starego wyjadacza, bezwzględnego twardziela i mistrza w swoim fachu, który bez mrugnięcia okiem radzi sobie z każdym zagrożeniem. Natomiast w drugiej części filmu niemal w jednej chwili staje się drugoplanową postacią bez wyrazu, która na domiar złego traci zimną krew i zdolność planowania z wyprzedzeniem, zachowując się jak niedoświadczony młokos - czym doprowadza do własnej, kompletnie bezsensownej śmierci. Czułem się szczerze rozczarowany tym, co Tarantino zrobił z tego zimnego, lecz szlachetnego drania
- zakończenie - raz, niewiarygodnie naiwne i przez to w pewnym sensie bardzo konwencjonalne (absurdalny i oklepany splot wydarzeń/rozumowania przeciwników, które pozwoliły ocalić głównego bohatera i jego wybrankę przed jakimikolwiek poważnymi konsekwencjami), a dwa - tak przerysowane, że po prostu nie pasujące do dość wiarygodnej, starannie kreowanej przez cały film koncepcji filmowego świata.
Ogólnie niestety nie bawiłem się na nim zbyt dobrze, choć uczciwie trzeba przyznać, że to naprawdę kawał solidnie zrealizowanego kina - niestety, w mojej ocenie tylko dobrego.
Po wciągającym wstępie miałem wrażenie, że reżyser zaczął iść na łatwiznę - jedna lokacja; wygodne, absurdalne zwroty akcji, oklepane choć wyolbrzymione schematy i ogólny brak polotu/pomysłu na ciekawe, nieszablonowe rozwiniecie wydarzeń.