Stary wyjadacz Frank Talby bierze pod swe skrzydła nieopierzonego Scotta, który jest kimś w rodzaju miejscowego popychadła - jego matka była prostytutką, nie wie kim był jego ojciec, obecnie zajmuje się sprzątaniem nieczystości i zamiataniem podłóg. Cyniczny i twardy Frank uczy go zasad jakimi powinien kierować się prawdziwy rewolwerowiec. Jednak mimo sympatycznego, acz szorstkiego podejścia do chłopaka, nauczyciel okaże się kimś o wiele gorszym.
Historia jest dobra. Przez dłuższy czas mamy ukazane relacje dwóch głównych bohaterów. Reżyser nie spieszy się z akcją, nie przesadza z widowiskowymi strzelaninami itp. Mimo topornego aktorstwa Gemmy, przemiana jego postaci jest dość wiarygodna. Lee Van Cleef jak zwykle wypadł bardzo dobrze. Miasteczko i jego mieszkańcy, niezbyt przyjaźnie nastawieni do przyjezdnych, skrywający jakąś tajemnicę. Wszystko to na plus.
Ale też mamy słabą czołówkę, średnią muzykę - nie kłuje w uszy i słucha się przyjemnie, ale daleko do poziomu Morriconego. No i głupawe zakończenie. Trochę w nim nielogicznego zachowania Franka, brak większego napięcia czy widowiskowości. Następuje raczej szybko i beznamiętnie. Poza tym - mężczyźni trzymający się za ręce na dzikim zachodzie? No to już jest przegięcie, nawet jak na włoskie westerny.
Dobre spaghetti, które warto obejrzeć, jednak nie nazwałbym go ulubionym.