Czyli o amerykańskich wyrzutach sumienia, które i tak nie powstrzymują od licznych ludobójstw w imię... jakichś celów. Amerykanin zawsze będzie górą, bo zabija w imię demokracji i cierpi kiedy widzi zbrodnie w jej imieniu. Amerykanin jest zawsze "dobry", zawsze jest bohaterem. Nawet jeśli negatywnym. 
Nigdy chyba jeszcze nie widziałem żadnego amerykańskiego filmu w którym bohaterem byłby ktoś, kto "zło dobrem zwycięża". Zawsze zło trzeba zwyciężać mięśniami i... dronami.