film przeciętny, nie ma się czegoś wielkiego spodziewać bo oceny powyżej 8 mogą sugerować że jest super niestety tak nie jest.
łagodnie to określiłeś.
to kompletna porażka, bzdura. już przy pierwszej scenie, tańca kobiet w drodze na cmentarz miałem odczucie: co ja tu robię?
I im dłużej trwał film tym gorzej.
co najbardziej mnie odrzucało od tego dziełka to jego naiwność, miałkość i taka fałszywa lukrowatość, czy to w sprawach religijnych, obyczajowych lub wojny, szerzej pojętej.
płycizny i uproszczenia na rzadko widzianym poziomie.
a jego wysoka ocena na tym forum też jest pośrednio dowodem na skuteczność takiego moralizatorskiego działania
Chyba ktoś tu zapomniał, że ten film to komedia.
Sceny takie jak ta z tańcem, Ukrainkami czy ciastkami z "toną" haszu są celowo przerysowane i mają podkreślać beznadziejność sytuacji, w której już nic nie skutkuje by powstrzymać eskalację przemocy.
Przy okazji jest to też dramat, bo mimo lekkiego podejścia porusza on niezwykle istotne kwestie.
Dobrze gada, ciastko dla niego!
Temu filmowi można zarzucić wiele, ale na pewno nie miałkość.
Mam wrazenie, ze od pewnego czasu, filmy z bliskiego wschodu sa mocno trendy. Niewazne jak wypadaja, niewazne czy sie podobaly czy nie, filmy z bliskiego wschodu dobre sa! Wysokie oceny dla nich musza byc, innaczej czlowiek staje sie ograniczonym i malo swiatowym kinomanem. Sa dobre filmy, ale jest tez masa przecietnych i slabych, grunt zeby nie popasc w paranoje i zachwycac sie wszystkimi.
Masz rację. Podobną paranoję mają niektórzy z kinem Skandynawskim.
Ale gwoli sprawiedliwości - Bliski Wschód również wypuszcza koszmarne buble, jednak nie docierają one w większej części nie do Europy.
Ale jako, że znam nieco Bliski Wschód z autopsji, wiem że film porusza niełatwy temat współistnienia, które w dzisiejszych czasach i w obliczu takiej a nie innej propagandy obecnej w tym regionie bywa bardzo trudne.
Jeśli spojrzymy na ten film według standardów europejskich - mamy średnio śmieszną komedyjkę.
Jeśli spojrzymy z ich punktu widzenia - mamy dramatyczny obraz widziany okiem żon i matek które rozpaczliwie nie chcą tracić męża/kolejnego syna. I są w stanie w imię wyższych wartości poświęcić część siebie (nie będę zdradzał zakończenia) plus kilka dowcipnych obserwacji na temat arabskiej obyczajowości, zwłaszcza kobiecej :).
Generalnie bym się zgodził, ale z perspektywy europejskiej również można zauważyć pewne niuanse i dramaty "tamtych" ludzi. Nie można zapominać, że w Europie żyje wiele milionów muzułmanów, w tym większość pochodzi właśnie z Bliskiego Wschodu i Europejczyk może również zauważać te dramaty, które na marginesie są poniekąd uniwersalne.
A czy kino bliskowschodnie jest "trendy"? Myślę, że nadal ustępuje pod tym względem Hollywood... i to znacznie.
Oczywiście masz rację, że pod względem dorobku jeszcze nie osiągnęło tego co Europa/Hollywood i długo nie osiągnie.
Tylko taka dygresja: poziom kina amerykańskiego to stroma równia pochyła. :D.
Bo ja osobiście ostatnio coraz częściej mam syndrom "jaaa, znowu nie ma na co iść do kina" ;).
Tylko, że ja nie mówię o poziomie (faktycznie jest chyba coraz gorzej, choć trafiają się naprawdę dobre filmy) lecz o tym co jest popularne, "trendy". A tu jednak nadal fajniej powiedzieć, że oglądało się film z aktorami, których wszyscy znają i który ma wielką promocję, niż kino libańskie, które nie ma całego budżetu jak jeden film z Hollywood.
Aaa, już wiem. Kolega tam powyżej miał chyba na myśli, że "w dobrym tonie" jest lubić kino bliskowschodnie (podobnie jak skandynawskie i inne alternatywy). W sensie, żeby w towarzystwie pozować na intelektualistę ;).
A z tym, że "trendy" jest i będzie Hollywood, masz całkowitą rację. Jakoś nie wyobrażam sobie (mimo wyraźnego kryzysu jakości), by Europa miała nagle przestać oglądać filmy amerykańskie i masowo zacząć podniecać się afgańsko-uzbeckim kinem egzystencjalnym ;).
W amerykańskim sosie pławimy się od prawie 100 lat, w nim się urodziliśmy... i chyba jeszcze wiele pokoleń po nas umrze :D.
Szczerze mówiąc nie powiedziałabym, żeby kino z Hollywood jako takie było trendy. Jest po prostu najbardziej popularne i powszechne, bo jako potężny przemysł najbardziej promowane - od dawna. Trendy to mogą być obecnie filmy danych reżyserów, np. Woody'ego Allena czy Tima Burtona lub z konkretnymi aktorami, np. z Deppem, a także sagi filmowe (np. nieszczęsny Twilight, The Hunger Games, itp.). Wszystke te produkcje są trendy, ale nie z racji ich amerykańskości.
To, co Chłopaki nie polecacie tego filmu? Waham się po "Hamletowsku" iść czy nie iść i szukam odpowiedzi na to pytanie. ;-)