Czasowo trylogia Kobayashiego porównywalna jest do "Władcy pierścieni". Niestety jest tak uboga w wydarzenia, że w pierwszych 30 minutach ekranizacji Tolkiena dzieje się więcej. Na domiar złego nie wynagradza tego w żaden inny sposób. Rozterki moralne czy dywagacje systemowe nie są na tyle szczegółowe aby usprawiedliwiały prawie 10 godzin.