Dawno już go oglądałem, a dzisiaj przez przypadek odświeżyłem.
Z jednej strony - świetny scenariusz; kryminał z wątkiem psychologicznym - jest całkiem
ciekawym zestawieniem, chociaż nie znowu jakimś specjalnie oryginalnym. Jednak
wszystko niszczy koszmarna wręcz gra dwójki głównych bohaterów. Którykolwiek nawet z
braci Mroczek, lepiej zagrałby role Mike'a. Lindsay niewiele lepsza, ale Joe 99% swoich
kwestii, wypowiada w taki sposób, w jaki to robią dzieci, czytając z kartki swoją rolę, przed
pierwsza próba teatrzyku szkolnego. Ten człowiek w ogóle nie powinien grać w żadnym
filmie, gdyż kompletnie się do tego nie nadaje!
mam podobne odczucia ! scenariusz był całkiem niezły, niestety gra aktorska (szczególnie L. Crouse) to porażka! Widziałam ją w "Wszyscy ludzie prezydenta" oraz w "Werdykcie", gdzie zrobiła na mnie dość dobre wrażenie (choć jej role były epizodyczne), natomiast w "House of Games" grała straszną padakę - przez cały film miała jedną i tą samą minę... Film nie zrobił na mnie piorunującego wrażenia. Pozycja dla sympatyków gatunku :)