Pomimo całej warstwy wizualnej, pięknej muzyki, klimatu, gry aktorskiej, nie jestem w stanie kupić tej historii miłosnej. Każdy w komentarzach się zachwyca, ale chyba tylko ja tego nie rozumiem. Młoda i mądra wojowniczka (a przynajmniej mądra się wydaje, bo byle kogo nie biorą do DLS) zakochuje się w typie, który na pierwszym spotkaniu próbował ją zgwałcić. WTF? Oczywiście, można mówić, że to było udawane, że to był pretekst, żeby ją aresztowano. Nadal jednak to by mi nie pomogło w zaufaniu do takiego faceta i to w kilka dni, wręcz przeciwnie. Główna bohaterka sama nie wie, czego chce i co czuje. Wielka miłość. Gdzie? Bo ją uratował? Zrobił to, żeby dotrzeć do DLS. Facet mówi, że COŚ go do niej ciągnie a ona wymusza niejako na nim wyjawienie czy to głębsze uczucie i stroi focha z awanturą w pakiecie, bo nie odpowiedział tak jak oczekiwała. Do tego jej dawna miłość. Żadnemu z nich nie potrafi odpowiedzieć kogo kocha, chociaż obaj próbowali dobrać się do niej siłą. Nie pojmuję tej historii miłosnej, a baśniowość, choć piękna i klimatyczna nie dodaje temu uczuciu wiarygodności.