Film zaczyna się jak typowy teen slasher, grupka studentów wyjeżdża na weekend do opuszczonej chatki z dala od cywilizacji, po drodze odwiedzając oczywiście stację benzynową z posępnym właścicielem. Chatka to rudera z piwnicą wypełnioną niepokojącymi przedmiotami - dzienniki, stare zdjęcia, taśmy filmowe, lalki, suknia ślubna.
Jednocześnie ich poczynania śledzi cały sztab ludzi czuwających, by wszystko przebiegło zgodnie z planem. Bo chodzi o coś więcej.

/dalej lekkie spoilery/

Film niejednokrotnie puszcza oczko do fanów horrorów, mamy nawiązania do mitologii Lovecrafta, Hellraisera, Obcego.

Twórcy bawią się konwencją, pokazują, że za fabułą każdego średniej klasy horroru może czuwać ta sama grupa naukowców-kontrolerów, a absurdalne pomysły bohaterów (np. "rozdzielmy się!" czy "przeczytam te zdania po łacinie na głos!") są sztucznie wywoływane, byle tylko wypełnić plan - rytuał.
Młodzież ma zginąć, a możemy robić zakłady co będzie ich prześladować, a później narzekać, że niestety nie będą to Trytoni.

No i film sprzedaje ciekawy pomysł jak mogłaby wyglądać nowoczesna korporacja kultystów. Zamiast okultystycznych symboli i szat - garnitury :)