W pierwszym filmie o Adasiu Miałczyńskim, główny bohater idzie na obiad do rodziców (tytułowy dom wariatów)... Z jednej strony doceniam całą pracę reżysera przy tym filmie, bo to musiało być trudne, zachowanie realizmu w dialogach i grze postaci, a jednocześnie pokazanie tego w tzn. krzywym zwierciadle, które jest ledwo wyczuwalne. Więc mamy rodziców, którzy mają drzwi zamknięte na 18 zamków. Matkę, która podaje rybę i już w trakcie pierwszego kęsa syna pyta go, czy smaczne (“s-spaniałe”). A w tle stoi włączony telewizor bez dźwięku.
Problem w tym, że zachowano też autentyczne tempo (pewnie inaczej się nie dało), czyli następują gigantyczne pauzy między kolejnymi dialogami, scenami. To jest autentycznie nudne (nuda jest w tym wypadku akcją filmową), dodatkowo też rośnie klimat zażenowania i lekkiej irytacji tymi starymi ludźmi... To wynika z wysokiego realizmu, co jest zaletą, ale niestety jest też wadą. Klops. Ale trochę się pośmiałem. Choćby na tej scenie w linku. Pewnie przerwiecie oglądanie jej w 2-3 minucie (i będziecie przeskakiwać, na bank), więc nalegam: obejrzyjcie to w całości. Warto!
6/10
http://www.youtube.com/watch?v=56Whxnuvc_c
Ale zgodzi się Kolega z moją opinią, że "Dom" to najsłabszy z filmów Koterskiego? Może dlatego, iż pierwszy z pewnego cyklu i dopiero przeciera się w nim talent owocujący później arcydziełami...
"Baby" są godne polecenia, cięte teksty, ciekawie zrobiony film. Znakomita kontynuacja tego koterskiego stylu znanego z "Dnia świra", czy "Wszyscy jesteśmy Chrystusami". Trafia do mnie ta konwencja mówienia o ważnych i trudnych sprawach czy problemach społecznych w takim właśnie stylu ukomediowionym.