Koterski nie oszczędza widza i funduje taką jazdę, że nie wiem czy włączyłbym to po raz drugi. Z
jednej strony rozumiem a z drugiej trochę żałuję, że w kolejnych odsłonach żywot Adasia jest
trochę "ostudzony" przez wątki komediowe. Tak czy inaczej niech nikt bez obejrzenia tego filmu nie
wmawia sobie ani innym, że rozumie Dzień Świra albo "Wszyscy..."
Ten film ustawia i przygotowuje widza do dalszych losów Adasia.
Dziwi mnie określenie komedia bo dla mnie nie było tu nic śmiesznego. Przyznam szczerze, że po
obejrzeniu Domu Wariatów kolejne filmy o Adasiu wcale nie są takie śmieszne.
Po pierwsze żaden (!) z trzech wymienionych przez Ciebie filmów Koterskiego nie jest komedią. Po drugie zgadzam się "Dom wariatów" powinno się oglądac jako pierwszy. Mimo, że Dzień Świra jest moim kultowym filmem, do bólu prawdziwym (zresztą jak cały Koterski), to Dom wariatów zobaczyłam dopiero teraz. Po tych filmach zastanawiam się ile jest prawdziwego życia Koterskiego jest w tych filmach. Ile jego traum, przeżyć...
Nigdzie nie napisałem ani nawet nie zasugerowałem, że jakikolwiek film traktujący o Miałczyńskim jest komedią. Za to chętnie podpytam co to znaczy film kultowy? Pytam poważnie, bo nie wiem.
Czy ja gdzieś napisałam, że Ty określiłeś te filmy jako komedie ? Chodziło mi o ogólne reklamowanie Dnia Świra jako komedii. Dla mnie jest to film kultowy dlatego, że są tam prawdy ponadczasowe, prawdy mi osobiście bardzo bliskie. Mogę go oglądac od środka, od końca, od połowy i w każdym kawałku odnajdę coś, co sprawia, że mówię - Koterski to niesamowicie czujny obserwator :) Film kultowy czyli jest przedmiotem mojego kultu ;)
Przepraszam ale zaczęłaś zdanie od "po pierwsze" a to forma oznaczająca sprostowanie wypowiedzi którą komentujesz. Tak ogólnie - dbajmy o poprawność języka bo niedbałe sformułowania są potem źródłem takich nieporozumień. A z tym kultem - wciąż nie rozumiem... Zapalasz świeczki przy okładce z DVD i zanosisz modlitwy, wykonujesz pokłony przed obiektem kultu? Próbuję sobie wyobrazić ale wyobraźnie chyba mnie ponosi dlatego wolałbym usłyszeć od ciebie na czym polega twój kult filmu. Pozdrawiam :)
Tak, zapalam codziennie świeczki i biję głową pokłony przed płytą :) Pozdrawiam.
Tak inaczej, nietypowo. Jak widać różnie objawia się sympatia do filmu. A, jeśli wolno spytać, tylko ten film jest obiektem kultu, czy są również inne? Jednym słowem jesteś mono- czy polikultowa? :)
Mam jeszcze ołtarzyk ze zdjęciem Di Caprio. To jest obiekt może nie kultu, ale uwielbienia. Za zdolności i nieustający rozwój. Świeczkę przy ołtarzyku Di Caprio przeniosłam z ołtarzyka De Niro, bo chyba światełko tamtego aktora już zgasło. Rozumiem, że u Ciebie jest ołtarzyk tylko z Twoim zdjęciem :)
Zawsze śmieszą mnie takie opinie. Tak, "Dzień Świra", "Wszyscy jesteśmy Chrystusami", "Nic śmiesznego", a nawet "Życie Wewnętrzne" (to najmniej) to komedie. Są to również dramaty czy nawet po trosze filmy obyczajowe. Te gatunki w twórczości Koterskiego się miksują. Jego mają zarówno swoje wątki dramatyczne jak i komediowe, więc nierzadko jest to po prostu śmiech przez łzy. Fakt, że coś jest po części dołujące, czy jak to się teraz popularnie mówi "ryjące psyche" nie oznacza, że nie może być także śmieszne. Już w teatrze greckim znano pojęcie tragikomedii.
Ale oczywiście zawsze znajdzie się ktoś, kto dołączy do grona "ekspertów" i napisze jakże odkrywcze w polskim jęternecie zdanie: "Dzień świra to nie jest komedia!!!111"
Co do "Domu Wariatów' to oczywiście zgadzam się, że mało w nim komedii. Ciągłe ewoluowanie w tym kierunku widać dopiero od następnego filmu z Miauczyńskim.
Na "Dniu Świra" zawsze się śmieję, ale to nie znaczy, że jest to komedia. Tragikomedia ok. Niestety w polskim kinie to co powinno było z założenia śmieszyć nie śmieszy. To co ma być prawdziwą polską komedią jest z reguły strasznie badziewne.
I o to mi mniej więcej chodziło. Śmiejesz się, więc jest to także komedia, czy też jeden z jej podtypów - komediodramat. Nie ma co bawić się w określanie gatunków, ponieważ nie wiem czy zauważyłaś, ale w świecie filmowym zawsze będą się one mieszały i w gruncie rzeczy jest to zasadniczą cechą wielu dobrych tytułów.
Coś w tym jest, że naprawdę dobry film nie da się z reguły zakwalifikować jednoznacznie do jakiejś kategorii (w sumie to samo dotyczy muzyki). Np. inny polski film "Święty interes" reklamowany jako komedia. Ludzie oglądają i myślą, że będą się śmiali do rozpuku, oczekują kolejnego "Killera" i potem zawiedzeni komentują, że nic do śmiechu nie było. A ten film był naprawdę dobry. Tylko nie jako klasyczna komedia.
Śmiechem nie ma co się sugerować, przynajmniej nie zawsze- ja śmieję się na współczesnych horrorach i filmach gore i nie podmieniałbym etykietek na komediowe :)
A kategoryzować trzeba! Nie odbierajmy roboty kategoryzującym!
Komedia szerokie pojęcie i czasem nie wiadomo czego oczekiwać jak się człowiek nie zastanowi nad jego znaczeniem, ale to nie znaczy, że nie jest możliwe zastanowienie się i dojście do czegoś.