Rzadko też mi się zdarza nie obejrzeć filmu do końca (chociaż z "Domem..." jeszcze spróbuję, bo mam na DVD) - w kinie lub na DVD. Są straaaaaaaaaaszliwe dłużyzny - momenty, w których praktycznie równie dobrze mogłoby się nic nie dziać, a nie wpłynęłoby to na film. Bardzo niemiło się zaskoczyłem - jeśli nie jesteś hardkorowym fanem Koterskiego, daj sobie spokój z kupowaniem DVD - lub poczekaj, aż puszczą w telewizji. Nie ma w ogóle porównania z "Wszyscy jesteśmy..." czy "Dniem świra". Co w sumie optymistyczne - widać, jak reżyser może się pozytywnie rozwinąć, bardzo pozytywnie.