Ukończenie, nawet kilkukrotne, samej gry powinno być warunkiem koniecznym, aby zabrać się za film. Zamiast Dooma otrzymaliśmy bowiem klon Resident Evila. Brak kluczowych postaci z gry - Betrugera, Eliota Swanna, czy Campbella. Impy to zmutowani ludzie - to jakieś jaja, co? I w dodatku nie rzucają ognistymi kulami. Film w ogóle nie posiada klimatu gry. Fakt, są hordy zombiech, czasami jakiś potworek, Pinky Demon to niewypał - góra mięsa ciągnąca za sobą wózek inwalidzki. A gdzie Revenant, Cacodemon, latające czachy, czy ArchVile, którego samo pojawienie się mogło wywołać chęć skorzystania z toalety? Gdzie podziała się piekielna symbolika, i w końcu samo piekło? Na podstawie Dooma można by nakręcić rewelacyjny film, a nie jakiś horrorek klasy B.
Zastanów się trochę,czy to kto jest w filmie i co się dzieje tam to
zależy od reżysera ? W pewnym stopniu tak, ale w 90% od scenarzystów,
reżyser nie może całkowicie zmienić scenariusza, zresztą myślisz ,że pan
grubo po 40 przechodziłbym Dooma?
. I bardzo dobrze ze nie ma jakiś wydumanych niewiadomo jakich nawiązań do gry - jest tytuł, słynna i klasyczna już scena z widokiem z pierwszej osoby i to wystarczy. Do czego tu niby nawiązywać ? Do prymitywnej strzelanki fps sprzed 30 lat której nikt już nie pamięta i nikt w nią nie grał ? Litości ..
film jest super!