Film włączyłem do snu i to, że na nim jednak nie zasnąłem jest dowodem, że całkiem znośnie się ten film ogląda ;) Jak to w komediach romantycznych bywa, fabuła nie jest zbyt dopracowana, ale aktorzy ładni, całkiem nieźle grają, do tego miłe oku widoki, wartka akcja, seria mniej lub bardziej zabawnych nieporozumień, a zatem wszystko to co komedia romantyczna powinna zawierać. Tyle, jeśli chodzi o plusy...

Bo teraz minusy, a tych jest całe mnóstwo. Po pierwsze sam pomysł na fabułę. Facet robi swojej kobiecie jedno z największych k..stw jakie jeden człowiek może zrobić drugiemu człowiekowi, a wszystko jest ubrane w zabawne, figlarne szaty i twórcy karzą nam się śmiać z tego i radować wraz z głównymi bohaterami. W przenośni to trochę wygląda jak:
- Hej zabiłem ci babcie
- Spoko, i tak już jej dawno nie widziałam
No ja miałem jakiś dysonans poznawczy. To trochę za dużo nawet jak na komedię.
Kolejna rzecz to zakończenie. Scenarzyści tak daleko wszystko zapętlili, że mam wrażenie iż już nie wiedzieli jak z tego wybrnąć bez zamieniania komedii romantycznej w dramat psychologiczny, że wybrali chyba najgłupszą ze wszystkich możliwości. Rozumiem, że jest to remake filmu z 2011 r. (którego juz oglądać nie zamierzam) i być może stąd to zakończenie, ale nie zmienia to faktu, że zakończenie jest strasznie głupie.

I jako ostatni minus - autentycznie szkoda mi było narzeczonej głównego bohatera. W chyba niezamierzony sposób została przedstawiona w filmie jako chodzący ideał: nie robila awantur, była wyrozumiała, piekna, zadbana, mądra, energiczna - w zasadzie nie poznalismy ani jednej jej wady. Tymczasem głowny bohater i tak wybrał neurotyczkę :)

Nie jestem specem od komedii romantycznych, ale ta wywołała u mnie ambiwalentne odczucia.