...że ten film kończy się w taki sposób. Oczywiście nie chodzi mi o to że nie ma happy endu, tylko o to, że rozwiązanie finałowe jest sztuczne, hollywoodzkie - amerykańskie, nienaturalne i nieprawdziwie dramatyczne. Może za dobrze znam hollywoodzkie kino, ale wiedziałem, że agent FBI strzeli niepotrzebie do głównego bohatera - Butcha. Wtedy sobie też pomyślałęm, że jeśli nie strzeli to mnie to pozytywnie zaskoczy (oceniłbym film na 8), ale mnie nie zaskoczyło (więc daję 7). Jest to typowe, taki wymuszony do granic dramatyzm, aby wycisnąć z widza łzy. Czytałem komentarze innych i chyba połowa napisała, że się popłakali albo byli blisko, nie dziwie się, moja dziewczyna, z którą oglądałem "Doskonały Świat" też się popłakała (przy okazji dziękuję Agusiu, za to, że mnie namówiłaś, bo było warto), bo film jest wzruszający i naprawdę bardzo mi się podobał, ale z końcówką jego twórcy moim zdaniem przesadzili. Ja byłbym bliżej wzruszenia, gdyby Butch umarł od pierwszej rany postrzałowej pod drzewem. Ale potem czułem co się stanie i się zdenerwowałem. Pod koniec Sally (Laura Dern) mówi Redowi (Clint Eastwood), że zrobił wszystko - nieprawda! - dlaczego nie krzyknął do policjantów, że podejrzany nie ma broni, gdy był już tego pewien??? Ach, szkoda. Cała historia jest przejmująca i bardzo ciekawa. Nawiązuje się przyjaźn między przestępcą-porywaczem, nawet zabujcą, a małym chłopcem. Ten pierwszy nie jest wcale złym człowiekiem. Po prostu nie miał szczęścia w życiu i tak potoiczyły się jego losy. Jego postawę można zrozumieć, można się wczuć. Bardzo ciekawie wykreowana postać i wspaniale zagrana rola przez Kevina Costnera. 7-letni Filip (ma na imię tak jak ja:) to też postać niezwykła. Nie jest bowiem typowym chłopcem z amerykańskich filmów. Bardzo dziwne dziecko, ale można to zrozumieć skoro żyje w rodzinie świadków Jehowy i to jeszcze bez ojca. Miałem w podstawówce bardzo dobrego kolegę z takiej rodziny, na szczęście miał bardziej tolerancyjne środowisko wśród rówieśników, niż bohater filmu. Grający go T.J. Lowther jakoś nie został gwiazdą, a może szkoda. Jego dobra gra to za pewne w dużym stopniu zasługa reżysera - znów Eastwood. Ten człowiek radzi sobie z reżyserią nie gorzej niż z aktorstwem. Wszyscy w filmie zagrali bardzo przekonująco. Świetnie dobrana obsada. Świetny pomysł na film, ciekawy, emocjonujący, niejednoznaczny morlanie głowny bohater, którego można różnie oceniać. No i ten tytuł - ironiczny, cierpki, dający do myślenia. Jednak ten banalnie przewidywalny finał... więc tylko 7/10. Mocna 7 zamiast mocnej 8.