Film jest strasznie płytki i leci z fabułą na skróty. Sam Wład to ckliwy, łzawy mięczak z wieczną miną skrzywdzonego pieska - "Ojej jak mi źle, że jestem wampirem". Tanie efekciarstwo bez pomysłu. Brak klimatu, brak mroku, tego cudownego mistycyzmu, który powinien "otaczać" całą historię. Na całe szczęście trwa tylko 1 godz. i 32 min. :)
Dokładnie, film nie ma nic co mogło by urzec, mnie osobiście podobała mi się tylko końcowa scena jak rozpędza chmury bo podoba mi się jak zgrywała się muzyka która moim zdaniem jest fajna, ale fajna muzyka to za mało żeby film był fajny.Obejrzeć się da ale w pamięci na pewno nie zagości, fil na jeden raz.
Bram Stoker nie musi się w grobie przewracać, ten film nie jest ekranizacją jego powieści.
A co do "ckliwości" - jak inaczej byś przedstawił szlachetnego człowieka, który musi stać się potworem? Powinien się ucieszyć, że poddani się go boją, że zmienił się w monstrum? Powinien się jarać własną mocą, zmienić nagle charakter o 180 stopni? Jak dla mnie film jest przeciętny, ale oparty na rewelacyjnym pomyśle - idealnie dobry (jak na tamte czasy i okoliczności) człowiek musi stać się czymś, co z założenia jest złe. Jak inaczej miałby zareagować?
Film nie jest ekranizacją jego powieści, ale bezczelnie jego nazwisko wykorzystuje się w napisach końcowych "przypisując" w jakiś sposób te popłuczyny zwane filmem i sugerując, że on ma coś wspólnego z tą historią, która przecież jest inspirowana jego powieścią.
"(...)jak inaczej byś przedstawił szlachetnego człowieka, który musi stać się potworem?"
Jeśli już to nie "przedstawił" a "przedstawiła" :). Nie muszę tego robić, bo już to zrobił Francis Ford Coppola i zrobił to mistrzowsko.
Wład "Palownik" był niewyobrażalnie okrutnym, lubiącym przyglądać się wyjątkowo bestialskim torturom, skur....nem. Mimo iż masz rację, że film nie jest historyczny (a szkoda, bo taki powinien być) nie oznacza, że bezczelnie można przekłamywać historię, jeśli ona jednak jest w tle i wciskać kit widzom i jeszcze kazać sobie za to płacić.
Czy bohater powinien się zmienić?
Tak, bo w tedy miałoby to więcej głębi. Aktor miałby większe pole do popisu dla swoich umiejętności by zobrazować bohatera, który stracił duszę by mrok stopniowo przejmował nad nim kontrolę. Obraz Włada, który musiał zapłacić straszliwą cenę, jego rozgoryczenia (ale nie użalania się nad sobą) i rozczarowania "darem" jaki "otrzymał", bo być może nie tego się spodziewał i nie tego chciał. Tego tutaj nie ma. Nie ma emocji, nie ma dramaturgii, jedynie płycizna scenariuszowa i hollywoodzkie efekciarstwo, a szkoda.
Film Coppoli nie jest dobrym przykładem, bo tam bohater zmienia się o te 180 stopni w ciągu dziesięciu sekund w prologu. Później jest już tylko rozgoryczonym, nieludzkim potworem, który w międzyczasie się zakochuje i nawraca na samym końcu. Moim zdaniem Dracula Untold miał potencjał na dużo ciekawsze zagadnienie - idealny bohater przyjmuje pomoc ze strony zła, ale sam NIE chce na stronę zła przejść. Choć intencje ma dobre, przeklina sam siebie, działa metodami zła i musi za to zapłacić. Bo przecież w ostatecznym rozrachunku uratował tylko swojego syna, a całą resztę skazał na zagładę. Można powiedzieć, że stał się nie tylko antybohaterem, ale wręcz czarnym charakterem, nawet tego nie zauważając. Chociaż chyba jednak zauważając, bo chciał na końcu popełnić samobójstwo...
Generalnie fascynują mnie postacie, które mimo przemiany w istotę zła, usiłują pozostać dobrymi ludźmi. Zgadzam się, że film jest typową hollywoodzką rozryweczką, ale jak dla mnie samjego zamysł i główny bohater ratują resztę.
"Film Coppoli nie jest dobrym przykładem, bo tam bohater zmienia się o te 180 stopni w ciągu dziesięciu sekund w prologu."
No właśnie, nie. Wład Coppoli bronił kościoła, służył Bogu. Jego ukochana Elisabeta popełniła samobójstwo, po przeczytaniu fałszywego listu na temat jego rzekomej śmierci. Po tych wszystkich krwawych bitwach, które stoczył, w obliczu osobistego dramatu, jedyne co usłyszał od duchownego, to to, że jego ukochana będzie na wieki potępiona, bo odebrała sobie życie. Słowa duchownego odebrał jako zwyczajną niewdzięczność. Wład wpadł w furię. Ogarnięty rozpaczą poczuł się zdradzony przez kościół i opuszczony przez Boga. Dlatego wyrzekł się Go.
Prolog jest dość krótki, ale sceny są niezwykle symboliczne i do tego stopnia wymowne, że więcej nie trzeba.
"(...)Później jest już tylko rozgoryczonym, nieludzkim potworem, który w międzyczasie się zakochuje i nawraca na samym końcu."
Trochę to spłycasz i skracasz, a to nie jest takie oczywiste.
"Moim zdaniem Dracula Untold miał potencjał na dużo ciekawsze zagadnienie - idealny bohater przyjmuje pomoc ze strony zła, ale sam NIE chce na stronę zła przejść. Choć intencje ma dobre, przeklina sam siebie, działa metodami zła i musi za to zapłacić. Bo przecież w ostatecznym rozrachunku uratował tylko swojego syna, a całą resztę skazał na zagładę. Można powiedzieć, że stał się nie tylko antybohaterem, ale wręcz czarnym charakterem, nawet tego nie zauważając. Chociaż chyba jednak zauważając, bo chciał na końcu popełnić samobójstwo..."
Czy na prawdę nie widzisz jak bardzo jest to naiwne?
Robienie z Włada - Romantycznego Super Hero (zważywszy na fakty historyczne), który "nie chce, ale musi" - to jakieś nieporozumienie. Próba w jakikolwiek sposób "wybielania" go (nawet jeśli to "bajeczka") to wręcz kpina ( Coppola tego nie robił). Ten cały patos, ten heroizm bohatera, to jest wszystko tak nadęte, że aż boli.
Dużo lepszy byłby to pomysł, gdyby zwyczajnie powstał film historyczny. Mroczny, krwawy, pokazujący jaką "Palownik" był osobą na prawdę. W tedy podtytuł "Nieznana Historia' miałby więcej sensu.
Twój pierwszy argument w niczym nie przeczy mojemu. Patrzę na film Coppoli jak na film, a nie jak na życie Draculi. Załatwili jego przemianę w króciutkim prologu, bo chcieli się skupić na wydarzeniach z książki Stokera. Untold jest takim prologiem (tylko paradoksalnie mniej czarno-białym), rozciągniętym na cały film.
I doskonale rozumiem, że film mógł ci się nie podobać, ale twierdzenie "dużo lepszy byłby pomysł, gdyby" jest straszliwie subiektywne. Ja dla przykładu od blisko dziesięciu lat szukam filmów, książek, seriali i czegokolwiek innego na temat tego typu postaci - względnie idealnych ludzi, którzy wbrew własnej woli stają się wampirami. Dlatego byłam zachwycona, gdy dowiedziałam się, że taki film powstaje. Oczywiście Untold ma mnóstwo wad i niewykorzystanego potencjału, ale na moje prywatne guilty pleasure wystarczy. Miałam mnóstwo radochy przy obserwowaniu tego, co dzieje się z głównym bohaterem (tło historyczne w ogóle mnie w tym wypadku nie interesowało). Dlaczego byłoby lepiej, gdyby film, który dostarczył mi mojego ulubionego motywu był o czymś zupełnie innym?
PS. Owszem, Coppola wybielił Draculę. W książce był bezdusznym potworem, który sieje tylko zniszczenie. W pierwszych rozdziałach jest nawet sugestia, że był uczniem diabła. Nie ma mowy o żadnej miłości do Miny, czy jakiejś innej ukochanej sprzed wieków, chciał ją po prostu zniszczyć, żeby zemścić się na van Helsingu i spółce.
"Twój pierwszy argument w niczym nie przeczy mojemu.(...) Załatwili jego przemianę w króciutkim prologu, bo chcieli się skupić na wydarzeniach z książki Stokera."
Stwierdziłaś, że film Coppoli NIE jest dobrym przykładem na to jak inaczej przedstawić szlachetnego człowieka, który musi stać się potworem, bo tam bohater zmienia się o te 180 stopni w ciągu dziesięciu sekund w prologu.
Ja stwierdziłam, że jest najlepszym jak dotąd przykładem takiej przemiany, i że krótki czas nie stanowi wady, jeśli jest to dobrze przemyślane i wyreżyserowane, więc jednak mój argument przeczy twojemu.
"(...)I doskonale rozumiem, że film mógł ci się nie podobać, ale twierdzenie "dużo lepszy byłby pomysł, gdyby" jest straszliwie subiektywne."
Masz rację. Pamiętaj, że każda ocena i każda recenzja była, jest i będzie zawsze subiektywna bez względu na to, kto się się pod tym podpisze. Jedynie można się zgadzać lub nie.
"Ja dla przykładu od blisko dziesięciu lat szukam filmów, książek, seriali i czegokolwiek innego na temat tego typu postaci - względnie idealnych ludzi, którzy wbrew własnej woli stają się wampirami."
Czytałaś "Wampir Lestat" Anne Rice? Jeśli jeszcze nie to polecam :)
"Dlaczego byłoby lepiej, gdyby film, który dostarczył mi mojego ulubionego motywu był o czymś zupełnie innym?"
Dlatego, że takiego filmu jeszcze nie ma. I to jest true Untold Story :)
To co sprawdza się w książce nie zawsze może sprawdzić się w filmie. Coppola podczas pracy nad filmem "zaserwował" aktorom maraton czytania powieści Stokera, gdzie wspólnie musieli przeczytać ją dwa razy, co zajęło im dwa dni. W związku z tym na pewno nie można zarzucić reżyserowi, że nie znał książki. Wspaniałością każdego dobrego filmu jak i książki jest to, że każdy aspekt historii można interpretować na tysiące sposobów i żaden nigdy nie jest zły.
Coppola nie "wybielał" Włada i to o niego mi chodzi, a nie o Draculę. W tych kilku krótkich, lecz niezwykłych scenach ukazał księcia jako istną maszynę do zabijania, okrutną, niewzruszoną, "napędzaną" religijnymi ideałami. W późniejszych scenach również Van Helsing czyta księgi opisujące potworne czyny Włada, więc ta kwestia jest jasna, był potworem w ludzkie skórze i nikt nie próbuje go usprawiedliwiać. Legendy głoszą, że rumuński książę rzeczywiście poznał kobietę, w której zakochał się bez pamięci, ale to tylko legendy.
Jeśli chodzi o Draculę, no cóż, Coppola ukazał postać, która wraz z utratą duszy, straciła również nadzieję i poczucie własnego człowieczeństwa, zmuszona do marnej, wiecznej egzystencji w ukryciu - jak sam hrabia to ujął. Wraca nadzieja na zaznanie namiastki ukojenia, gdy widzi zdjęcie Miny. Chce kochać, ale mrok i żądza krwi ma nad nim większą władzę. Dracula to fikcyjna postać, można "wybielać" :), i to jest to ! - A to jest moje prywatne "guilty pleasure" :)
Jak to świetnie podsumował Gary Oldman - "It's a a delicious cocktail" :)
Czytałam książki Anne Rice. Czytałam wiele innych powieści o wampirach, szukam ich jak szalona, obroniłam licencjat na temat ewolucji wampira od Goethego po Nosferatu Grzegorza Jarzyny, więc naprawdę mocno siedzę w temacie ;) Wywiad z wampirem nie satysfakcjonuje mnie do końca, bo jest według mnie o wiele za bardzo egzaltowany.
Widzę, że aspektów do omówienia jest coraz więcej. No dobra, to lecimy:
Z twoim pierwszym argumentem nie chodziło mi o to, że Coppola nie pokazuje przemiany Draculi, ale że robi to w dziesięć sekund. Mnie osobiście nie interesuje historia jego odkupienia, ale właśnie te dziesięć sekund, którymi chciałabym się rozkoszować i analizować przez cały film. Coppola mi tego nie dał. Dał mi to Untold, choć, jak ciągle podkreślam, mógł zrobić to duuuużo lepiej.
Hej, dlaczego twierdzisz, że nie ma takiego filmu, który by mi dał, to co lubię, skoro Untold mnie pod tym względem niemal usatysfakcjonował? Każdy ma swoje guilty pleasure; nawet jeśli obiekt tego pleasure jest taki sobie, a wręcz marny dla "obiektywnego" odbiorcy, to dla jego wielbiciela może przysłonić wiele wad danego tytułu ;)
I jednak będę się upierac, że Copploa wybielił Draculę. Co więcej, uczłowieczył go. Oczywiście, że każdy ma prawo do własnej interpretacji, tego nikomu nie odbieram. Nie twierdzę, że zrobił błąd, jestem jak najdalsza od poglądu, że adaptacja musi slowo w słowo oddawac oryginał (zajmuję się tymi kwestiami prawie zawodowo). Chcę tylko powiedzieć, że Dracula Coppoli jest postacią, którą można zrozumieć, która ma tragiczną przeszłość i która mimo wszystko potrafi kochać. W książce Stokera nie ma praktycznie ani jednego tropu, który mógłby świadczyć o dobrej stronie Vlada. Jak w swojej książce pisała Anna Gemra, jest w zasadzie wystylizowany na Antychrysta i nie ma w nim nic, absolutnie nic ludzkiego. W czasach Stokera nikt jeszcze nie myślał o narracji z punktu widzenia wampira; zrobiła to dopiero Anna Rice (no, był mały wyjątek w postaci Wampira Varneya, ale aż do Rice nikt nie próbował podjąć tego wątku, co wydaje się trochę zaskakujące). Także mówię; Coppola nie popełnił żadnego błędu, ale jeśli skupimy się tylko na oryginale książkowym, Dracula jest po prostu odpsychologizowanym złem, którego człowiek nie jest w stanie zrozumieć.
Ja również muszę jeszcze raz omówić kilka aspektów, gdyż z kolei ja zostałam źle zrozumiana :)
"Hej, dlaczego twierdzisz, że nie ma takiego filmu, który by mi dał, to co lubię, skoro Untold mnie pod tym względem niemal usatysfakcjonował?"
Nie zrozumiałaś mnie. Uznałam, że lepszym pomysłem byłby film historyczny pokazujący jaką osobą był na prawdę rumuński książę, ukazujący jego życie, w oparciu o fakty historyczne, ponieważ jako takiego filmu nie ma. Bez fantasy, bez legend, bez koloryzowania. Mroczny, krwawy, ale jak najwierniej oddający realia tamtej epoki. Te "buńczuczny" podtytuł sugeruje, że z taką historią widz będzie miał do czynienia, że zobaczy coś, czego nikt wcześniej nie opowiedział i nie pokazał. Czy tak jest? Hmmm..... :)
Wiem, że ten pomysł ci się nie podoba, ale ja taki film z przyjemnością bym obejrzała :)
"I jednak będę się upierac, że Coppola wybielił Draculę."
I znów mnie nie rozumiesz. Ja cały czas mówię o Władzie, NIE o Draculi. Wład jest autentyczną postacią, Dracula to tylko legenda. Napisałam bardzo jasno, że w związku z tym można Draculę "wybielać" i przedstawiać jak komu się podoba.
Dla ciebie Dracula to tylko potwór łaknący ludzkiej krwi i wolisz go takim widzieć? W porządku.
Dla mnie to (tak jak już to napisałam) człowiek, który stracił duszę.
Natomiast "wybielanie" Włada "Palownika", jest niedopuszczalne (ze względu na jego poziom okrucieństwa jakim zapisał się w kartach historii), a w "Untold Story" to próbuje się robić. Bardzo jasno jest powiedziane, że książę zamordował wielu niewinnych, ale on już nie chce być zły, on chce być dobry. Książę pokazuje widzom emocje, które można odczytać nawet jako wyrzuty sumienia (?) ... na prawdę?
Ja już też napisałam, jawne przekłamania historyczne są niewybaczalne nawet jest się wszyscy "umawiamy", że opowiastka jest fikcyjna. Film swoją konstrukcją i podtytułem sugeruje, że tak było na prawdę. Ty wiesz, że tak nie jest, ale teraz wyobraź sobie 16-letniego amerykańskiego nastolatka....:)
Coppola postawił sobie za cel pokazanie Draculi w inny sposób, gdyż Dracula jako krwiożerczy potwór - to już było, wiele razy, ale NIE tłumaczył zbrodni Włada. Jak powiedział Gary Oldman: "Zagranie tylko potwora było by za łatwe". Ten aspekt psychologiczny, jakaś głębsza motywacja, ból, cierpienie, sprawiły, że postać wampira stała się "wielowymiarowa", dzięki temu tak wiele historii powstało o wampirach pokazujące jej w różny sposób. Nawet jeśli "źródło" to "blood sucking monster" - to litości, ile razy można to samo pokazywać?
Norine Dresser autorka książki "American Vampires", można powiedzieć, że twoja koleżanka po fachu:), powiedziała, że na przestrzeni lat wizerunek wampira bardzo się zmienił, przestał być postacią z horroru i stał się bardziej bohaterem dramatycznym.
A czy to się podoba czy nie, to już kwestia indywidualna.
Szczerze mówiąc nie bardzo mam już siłe by odpisywać na wszystko ;) więc odniosę się tylko do jednej rzeczy:
"Dla ciebie Dracula to tylko potwór łaknący ludzkiej krwi i wolisz go takim widzieć? W porządku." - nie chodzi o to jak chcę widzieć Draculę. Chodzi mi o to, że w książce Stokera nie ma żadnego tropu, który pozwalałby go widzieć inaczej. To nie jest moje zdanie, to tekst książki. Oczywiście, można sobie dobudować background do jego historii, jak to zrobił Coppola i lubić wersję z takim backgroundem, czy wyjaśnieniem postaci. Filmowy Dracula bardzo się zmienił względem książkowego oryginału.
Film rządzi się innymi prawami niż książka. Tak jak napisałam wcześniej, to, co sprawdza się w książce nie koniecznie może sprawdzić się w filmie, stąd niekiedy różnice. Kwestia też zmieniających się czasów, jeśli przyjrzysz się wszystkim filmom o Draculi, to zaobserwujesz, że zmieniał się wraz ze zmieniającą się modą i "estetyką" filmową. Taka kolej rzeczy :)
Ależ przecież ja cały czas o tym mówię! Chodzi mi tylko o porównanie książkowego Draculi z Draculą ze znanych nam filmów. To nie jest porównanie wartościujące, a jedynie stwierdzenie faktu, będące konsekwencją mojego stwierdzenia o tym, że względem powieściowego pierwowzoru Coppola Draculę w swoim filmie wybielił.
"Ależ przecież ja cały czas o tym mówię!"
Ja też :)
"Chodzi mi tylko o porównanie książkowego Draculi z Draculą ze znanych nam filmów. To nie jest porównanie wartościujące, a jedynie stwierdzenie faktu, będące konsekwencją mojego stwierdzenia o tym, że względem powieściowego pierwowzoru Coppola Draculę w swoim filmie wybielił."
Właściwie to nie "wybielił", bo aż taki poczciwiną to on nie jest, ale na pewno uczłowieczył.
Zgadzam się w 100%!
Od 1992 r., czyli od Drakuli z Garym Oldmanem, nie powstał żaden dobry film o Drakuli.
Do tego wszystkiego, jako otoczka występuje tu zakłamana historia Europy - nawet słowa o tym, że Transylwania była wtedy częścią, jedną z wielu, Królestwa Węgier, a nie żadnym królestwem, ani nawet księstwem. Nie była też pod żadnym panowaniem Turków - to dopiero nastąpiło po klęsce pod Mohaczem w 1526 r., a więc ponad 80 lat później.
To jest bajka, nie film historyczny ;) Transylwania, Dracula i cała reszta są tylko pretekstem do opowiedzenia hollywoodzkiej historyjki. Trochę jak na przykład disneyowski Herkues, w którym historia jest bardzo luźno oparta na wybranych motywach z mitologii.
Bajka i owszem, ale taka, którą próbuje się wpleść w autentyczną historię. I tą historię się bezczelnie zakłamuje.
Wszak jeśli nie, to czemu reżyser/scenarzyści nie umieścili akcji w drugiej erze Śródziemia z Władcy Pierścieni, tylko w realnej, choć przedstawionej w zakłamany sposób, średniowiecznej Europie?... Skoro to tylko bajka?
Drakula i Transylwania to nie jest pretekst - to podstawa tej historii.
Bo Dracula wyrósł na symbol wampira wszech czasów, a twórcy filmu chcieli się do tego symbolu odnieść. Ponieważ Bram Stoker wykorzystał nazwisko autentycznej historycznej postaci, nie mogli oprzeć się na czystej fikcji i przenieść fabuły do Śródziemia.
Że raz jeszcze nawiążę do disneyowskiego przykładu - czy robiąc Herkulesa, który rozwala pół greckiej mitologii, twórcy filmu bezczelnie zakłamują greckie dziedzictwo kulturowe?