Wychowałem się na Dragon Ball. Jeśli myślę o dzieciństwie i o tym co leciało w telewizji to: rtl7 i Dragon Ball w okolicach 15 :) dzieciak wracał ze szkoły i siadał tylko z myślą o obejrzeniu :)
Movie już tak nie powalały na kolana jak seria, wiadomo.
Teraz powstał DBZ: Battle of Gods. W końcu udało mi się obejrzeć. No i mam mieszane uczucia. Faktycznie gdzieś tam po głowie po zakończeniu serii chodził mi pomysł o walki bogów, zrealizowano go po wielu latach. Cieszy mnie to :).
Plusy:
+ oprawa graficzna, może niektórym może się nie podobać, ale mi efekty się podobały. I ta jakość. Ładnie wszystko skomponowane.
+ Pomysł na walkę bogów, trochę śmieszny ten bóg destrukcji, ale w pełni rozumiem wprowadzenie szerszej komedii do filmu.
+ Długość. Co nie idzie w parze z rozwiniętą fabułą. Po prostu czeka się na tego Boga SS, aż w końcu udaje się to zrealizować. Film się przeciągał, ale długość na plus. Tyle powinny trwać szanujące się movie DBZ ;).
+ Dobra reakcja Vegety po tym jak królik uderzył Bulmę. Tego oczekiwałem, tak było. Tzn. oczekiwałem w tym sensie, że człowiek zna na wylot bohaterów i to była odpowiednia reakcja.
+ Dobrze było zobaczyć całą starą ekipę po tylu latach. I końcowa scena - typowa :). Starzy dobrzy znajomi ;).
Minusy:
- realizacja fabuły, np. jak może pójść spór o pudding? Trochę mnie to zraziło, podobnie jak...
- poniżanie się Vegety... Tragedia. Budowanie całego charakteru, jego zachowań i przede wszystkim powagi sytuacji, pychy, by zaczął tańczyć na scenie i robić z siebie błazna. Szkoda, choć dla mnie Vegeta pozostanie Vegetą, a ten film potraktuję z przymrużeniem oka.
- brak odpowiedniego klimatu dawnego DBZ, choć serial ma to do siebie, że ma sporo czasu, żeby przekonać widza. W przypadku filmu to bardzo trudne. Wydaje mi się, że został zrealizowany bardziej dla śmiechu. Sama sytuacja fabularna trochę trudna dla mnie do przełknięcia.
- Kiepska ścieżka dźwiękowa. M.in. dlatego brakowało dobrego klimatu. Te wstawki średnio pasowały, nie budowały atmosfery ani napięcia. Kiedyś to było kiedyś. Trudno dosięgnąć poziomu, gdy poprzeczka jest zawieszona tak wysoko.
- Z mini błędów to np. teleportacja Songa w walce, gdy przykładał dwa palce. Tej techniki nauczył się do dalekich teleportacji, a podczas walki znikanie i pojawianie się miał opanowane identycznie jak inni bohaterowie, więc trudno zrozumieć to przykładanie palców.
- Zakończenie dziwaczne, w ogóle jakoś nie pasowały mi polskie dialogi (napisy) do tego co mówią, zachowanie boga na koniec... dziwaczne. Zakończenie to dla mnie niezbyt dobre.
Moja ocena: 7/10
Chyba trochę z sentymentu. To tylko moja opinia.
Kijowe polskie napisy zaliczasz do minusów filmu?
Jeśli chodzi o teleportację, to "podczas walki znikanie i pojawianie się" nie ma z nią nic wspólnego i na wojownika szybszego jest bezskuteczne, bo polega po prostu na szybkim poruszaniu się, co być może sprawia wrażenie teleportacji.