Nie jest to film z cyklu łubu-dubu czy "zabili go i uciekł", jest bardziej zbliżony swoim klimatem do "35 mm" czy "Siedem" - w każdym razie nie pozostawia widza obojętnym. Tytuł angielski ("the Flock" oznacza raczej stado, watahę, a nie drapieżnika) bardziej oddaje główny wątek filmu, mroczny, odnoszący się do świata gwałcicieli, zboczeńców seksualnych. Gere doskonale wczuł się w rolę człowieka, któy przez ponad 18 lat nadzoruje masę (stado) swoich "podopiecznych", ludzi niejednokrotnie trudnych do resocjalizacji. Z kolei rola Lavigne godna pożałowania - chyba wzięto ją do filmu dla jego dobrej reklamy. Warto pójść!