Gdy po raz pierwszy usłyszałem że kręcą nowego Dredda stwierdziłem że po poprzedniej produkcji o tym bohaterze na pewno będzie lepiej, niestety w sumie jest podobnie.
Na początku na pewno należą się brawa za obsadę bo mimo iż w sumie nie jest jakaś gwiazdorska to każdy sprawdził się w swojej roli, nawet Lena Headey którą bardzo lubię ale jakoś mi nie pasowała do tej roli a jednak zagrała świetnie. No i oczywiście Karl Urban który pasował do Dreeda o wiele lepiej niż Stallone. Duży plus też za to że przez cały film Dreed nie pokazuje twarzy oraz to jak się zachowuje bo o ile w filmie z 1995 roku Dreed był trochę zbyt "wesoły" to tutaj to klasyczny twardziej którego nic nie wzrusza. Fabuła też nie jest zła choć strasznie przypomina the raid to jednak w tej konwencji taki scenariusz sprawdza się świetnie. Koniec końców ma tu chodzi o wartką akcję i efektowną rozpierduchę. I jeśli chodzi o efekty to w moim odczuciu ktoś zbyt mocno chciał zrobić ten film w 3D przez co często wiele scen jest bardzo wymuszonych (sprawa z narkotykami, wszystkie pocisku wyglądają jakby były smugowe itd). I właśnie to chyba zepsuło film. Pete Travi starał się zrobić zbyt efektowną produkcje i przez co mimo iż oglądamy eksplozje to trochę brakuje w tym akcji i szybkiego tempa. Zresztą osobiście nie widziałem tego reżysera w takiej produkcji od poczatku.
Nie jest to zły film. Można usiąśc i obejrzeć go sobie przy paru piwkach z kumplami ale oglądając go samemu momentami można się znudzi. Zresztą wątpię bym kiedykolwiek wrócił jeszcze do tej produkcji. A dobry film powinien chyba powodować chęć obejrzenia go kolejny raz.