Dawno nie widziałem w kinie tak znakomicie nakręconych pościgów samochodowych. Chyba tylko te z "Death Proof" mogą się równać z tymi z filmu Refna.
A to tylko jedna z wielu zalet świetnego "Drive", całość to wyśmienita uczta filmowa w sosie z lat 70-80-tych XX wieku. Pod względem klimatu ten film bije na głowę wszystko co gościło w tym roku na kinowych ekranach, a oprócz tego w cenie biletu dostajemy też świetne zdjęcia, przednią muzykę (też w klimatach sprzed kilkudziesięciu lat) i przefajną obsadę. Do tego urzekający jest kontrast między sąsiadującymi ze sobą subtelnymi scenami miłosnymi i tymi, które bardzo otwarcie epatują przemocą. Zachęcam do wybrania się do kina, zwłaszcza że premierę w kinach dostajemy w ten sam dzień co np. w USA.
Które? Przede wszystkim ten Mustang vs. Chrysler, genialna sprawa. Ale np. ucieczka przed policją i ukrywanie się w mroku przed światłem z helikoptera też było świetne. Sceny miłosne - najbardziej utkwiła mi w głowie oczywiście ta w windzie.