Szkoda. W Indiach, gdzie pozycja kobiet jest równa zeru, rozpaczliwie, udanych przykładów emancypacji, próbuje się doszukać reżyserka Elisa Paloschi, niestety bezskutecznie bo tytułowa Selvi niestety takim nie jest. To że przypadkowo zrobiła prawo jazdy i jako nieliczna z Hindusek jest taksówkarką nie oznacza, że zrozumiała, przetrawiła i próbuje zmienić swoją pozycję. Po raz drugi, tym razem dobrowolnie, wychodzi za mąż, ale ten zabrania jej prowadzić i pracować. Ten film niezamierzenie pokazuje smutną i uniwersalną prawdę, że często niewolnik po prostu chce nim pozostać a kobieta ze strachu (?), bezsilności (?) będzie ostatnią broniącą patryjarchalny system.