Jako kryminał film mieści się w standardzie. Samotny detektyw walczy z potężną mafią ludzi władzy. Nawet oklepanym standardzie.
Dochodzą do tego specyficzne pomysły, charakterystyczne tylko dla "Drogówki" Samotność detektywa jest wszechogarniająca, w rodzinie w stanie rozkładu, w grupie kolegów czasami tak pijanymi, że niezdolnymi do pomocy, nigdy szczerze oddanymi, tacy przyjaciele od niechcenia, na godziny. No i detektyw bez broni. Sam nie strzela, do niego nikt nie strzela, scenariusz każe mu cały czas pływać w sosie beznadziei.
W końcowej scenie pogrzebu detektywa policjanci z wydziału wewnętrznego aresztują jednego z żałobników. Nie wiemy, czy to spóźniony tryumf sprawiedliwości, czy następne sfingowane oskarżenie na uczciwego policjanta.
Coś ciekawego na oklepanym standardzie udało się w "Drogówce" nakręcić.