Czy w ogóle wiemy na co chodzimy do kina, czy po prostu idziemy, bo się o tym mówi dookoła i reklamy na każdym płocie nas zmuszają? Byłem na "jesteś Bogiem" w kinie tłumy wszakże o filmie słyszał każdy i szum się zrobił taki, że ludzie się zainteresowali - rozumiem. Już jakiś tam czas temu zupełnie przypadkiem byłem na "wyjeździe integracyjnym i znów tłumy ludzi. Byłem na Looperze kilku ludzi na sali. Myślę sobie - ludzie nie chcą czytać napisów więc wybierają polskie filmy, dziwne w czasach gdy czytamy na każdym kroku i napisy nie powinny być niczym trudnym do ogarnięcia, ale spoko. Wczoraj byłem na drogówce. Reżyser z renomą jak żaden inny w ciągu ostatnich 10 lat, a tu? Na sali 20 ludzi o godzinie 18.15. Na FW nie ilość głosów średnia, KAC wawa miał więcej po dniu premiery. Co jest nie tak z polskim widzem? Czym się kieruje wybierając się do kina na komedię w słabym wręcz żałosnym stylu? Na słabe produkcje wolę poczekać aż się pojawią na TV niż wydawać 20 zł na bilet, na drogówkę pojechałem w pierwszym możliwym terminie. Co prawa nie byłem oczarowany, ale myślę, że i tak w tym roku niewiele polskich filmów będzie mogło konkurować z produkcją Smarzowskiego.
Czy ja wiem...byłam w delikatnym szoku bo ja trafiłam akurat na pełną salę(niestety, bo odgłosów żarcia popcornu nie trawie)i to nie w wielkim mieście, druga sprawa, że akurat w piątek na 18:15 bym nie poszła, bo do 18 pracuje jak pewnie wielu ludzi, więc może trochę za szybko zaszufladkowałeś ludzi.
A tak OT: przykro mi że reżyser tak zaszufladkował Kalisz- akurat w tym wypadku nie trafił :-)