Ostatnio w polskich filmach można zauważyć zerżnięte z internetu teksty. "Pierdo*isz się czy trzeba z tobą chodzić" zamiast "Ruch*sz się czy...", albo "Je*łem to je*łem, nie drąż" zamiast "...na chu* drążysz temat". Scena w szpitalu po urodzeniu dziecka - wkurzony ojciec, 5 sekund przed ujęciem na dziecko mówię sobie "pewnie czarne się urodziło". Było jeszcze kilka, ale nie pamiętam. Rozumiem, śmieszne, nie wszyscy przeglądają demotywatory, więc to nagramy i wszyscy będą mówić jakie to zaje*iste cytaty w filmie, ale przez to jest taki niesmak. Czy scenarzysta może być dumny z takich scen?