Smarzowski to diabeł, który zabiera nas na przechadzkę, a raczej na szaleńczy bieg ulicami Warszawy. W jego wyobrażeniu stolica jest piekłem wypchanym po brzegi grzechami ludzi i ich niecnymi uczynkami. W środek tego piekła trafia sierżant Ryszard Król, prosty, zwykły facet pracujący w warszawskiej drogówce, nie bierze łapówek, nie pije, nie pali, jest przykładnym ojcem. W filmach Wojciech Smarzowskiego tacy ludzie wystawiani są na wielkie, nieludzkie, wręcz diabelskie próby. Tak jak porucznik Mróz z "Domu Złego", Król również przez przypadek wpadnie w bagno po uszy, w którym utopić będą go chcieli koledzy z pracy, którzy weszli w drogę ludziom, którzy skupiają w swych rękach władze i pieniądz.
Twórca "Wesela" i "Róży", znany jest z ukazywania Polski z niecodziennej strony, tej o której się z reguły milczy, tej, którą pomijają wiadomości telewizyjne i tabloidy. Dla niego nie ma rzeczy świętej, moralność nie istnieje, a kodeks etyczny już dawno poszedł w strzępy. Reżyser niczym diabeł Woland obdziera polskie społeczeństwo z maski codziennych pozorów. Tym razem, społeczeństwo poznajemy od drugiej strony alkomatu. Warszawska drogówka to bynajmniej nie NYPD, tutaj nie znajdziemy zawrotnych pościgów ulicami miasta, tutaj ludzie nie walczą z uzbrojonymi Latynosami, ale z ludźmi, którzy nie chcą dostać mandatu. Posłowie, senatorowie, księża, lekarze, bogacze, biedaki, gówniarze, alfonsi, każdy z nich różni się jedynie tym, ile może "wyłożyć" aby nie spotkała go kara, wszystko to wykorzystują funkcjonariusze drogówki przyjmując łapówki na różne sposoby, nie wykluczając prastarego "płacenia w naturze".
Kamera mknie po Warszawie w zawrotnym tempie, poszatkowane ujęcia z kamer, przemysłowych i telefonicznych mieszają się nawzajem i tworzą psychodeliczny sen o stolicy, sen szaleńca. Kamerzysta nie przysłania obiektywu nawet w intymnych scenach, Smarzowski jeśli chce pokazać seks na komisariacie, to robi to, jeśli chce pokazać bijatykę policjantów w nocnym klubie, z libacją w tle, to robi to, nic się nie ostoi, nawet pielgrzymka papieża do Polski, okazuje się idealnym czasem aby urządzić popijawę w autobusie czy zaliczyć jakąś panienkę w radiowozie. Tematu tabu według pana Wojtka, nie istnieją, gwoździem filmu jest siedem grzechów głównych, w przerwach między bisami pojawiają się stałe elementy filmów reżysera: alkohol, seks, zbrodnia oraz humor, który może miejscami śmieszyć, ale jest on czarny i gęsty niczym smoła.
"Drogówka" prowadzona jest niczym rasowy thriller, która w połowie przeradza się w prawdziwy film sensacyjny ( z ucieczką po dachach Warszawy!) rodem z Hollywood, aby ostatecznie zamienić się w gorzki dramat, przyprawiony maksymalną porcją pesymizmu.
Smarzowski jako jedyny reżyser w kraju pokazuje,że prawdziwe dobre polskie kino nie umarło. Gardzi słodkimi komedyjkami na rzecz brutalnego i depresyjnego kina, które tworzy ze swoją stałą ekipą aktorską, z której wyciska to co najlepsze. Dla wielu kino spod znaku Smarzowskiego może wydać się zbyt przygnębiające, ukazujące Polaków tylko w złych barwach. Ten film, jak i cały dobytek Smarzowskiego nie jest dla wszystkich, pokazuje on to czego nie widzimy, a czasem nie chcemy widzieć, wkraczając w sferę intymną innych, część z nas może poczuć się dotknięta.
Rzeczywiście? Król przykładnym ojcem może i jest. Ale nie mężem. I pali i pije i zdradza. I dziwki lubi. I łamie prawo drogowe. I bardzo podabało mi się, pozbawione ironii, zdanie teścia: "jeżeli chcesz naprawiać świat, zacznij od siebie." Ale on się nie zastosował.
Fajna recenzja. Nie bez kozery Topa został obsadzony w dwóch ważnych rolach w "Drogówce" i "Domie złym". Sam Smarzowski wypowiada się o postaci Mroza jako o iskierce nadziei i światle w otaczającym pesymizmie. W "Drogówce" ten topos jest kontynuowany. Król (Król, Mróz - podobne nazwiska nawet) jest w tym filmie ostoją cech pozytywnych, ale też nie jest bez winy. Sam jest trochę "ubrudzony", aczkolwiek tak jak napisałaś, tylko on potrafi się oprzeć wszelkim "złym" siłom.