Nie jestem co prawda zbyt doświadczonym `horrorowcem', ale muszę przyznać, że to coś to po prostu zwykłe guano! Przede wszystkim W OGÓLE nie straszy. Cały klimat psuje już sam początek, który skrupulatnie zdradza nam tajemnicę stworów z gór, nie mówiąc o tym, że jest po prostu KICZOWATY jak sto diabłów. Akcja przez cały niemal czas dzieje się w dzień co już całkowicie obdziera film z jakiegokolwiek dreszczyku emocji. Sposoby straszenia widza są równie infantylne jak fabuła. Naturalnie pojawia się też nieco seksu, bez którego najwidoczniej żaden amerykański film nie może dzisiaj istnieć (przynajmniej ten klasy B :-).
Najbardziej dobijający był chyba główny bohater, którego postać zagrana była w tak `drewniany' sposób, że równie dobrze można by gościa zastąpić sklepowym manekinem. Denny humor, dziecinna brutalność, niesamowita przewidywalność, FATALNA obsada, irracjonalność zachowań głównych bohaterów w niektórych sytuacjach... po prostu szkoda słów. Tak, wiem, że to w końcu tylko survival horror, ale doprawdy, widziałem dużo lepsze.