Specjalnie obejrzałem ten film żeby zobaczyć czym Jeremy Irons zasłużył na oscara, a nie Robert de Niro za przebudzenie.
Rola jak rola, trochę ponad przeciętna, ale lepsza od Przebudzenia? Dajcie spokój.. I to nie jest nieporozumienie?
Bardzo cenię Jeremy'ego Ironsa jako aktora, ale zgadzam się z przedmówcami. De Niro zasłużył na Oscara. Ale cóż na to poradzić- Akademia Filmowa rządzi się swoimi prawami...
Irons jest w tym filmie perfekcyjny. Oskar trafił we właściwe ręce. Natomiast nie rozumiem dlaczego Close nie została zauważona. Zagrała wyśmienicie.
Nie widzialem "Przebudzenia", wiec nie moge sie ustosunkowac do poprzednich wypowiedzi. Ale rola Ironsa w tym filmie jest na pewno wybitna: subtelna i pelna niedopowiedzen, poniekad usprawiedliwiajaca podejscie opinii publicznej do osoby Clausa von Bulowa. Ale faktycznie, pominiecie Glenn Close przez krytykow jest skandaliczne. Ona w doskonaly sposob uzupelnia role Ironsa, bez niej rola Clausa bylaby zawieszona w prozni. Sunny poniekad usprawiedliwia postepowanie Clausa, nie wspominajac, ze sceny miedzy obojgiem aktorow sa najbardziej przejmujace w calym filmie.
Rola znacznie ponad przeciętność. Też Oscara dałbym raczej de Niro (albo Depardieu), ale nie mogę się gniewać na tę decyzję. To jego spojrzenie, jego głos... Dżentelmen w 110%, dziś już takich nie robią.
Tego Oscara chyba należy po części traktować jako wyróżnienie dla Ironsa za rolę w "Dead Ringers" Cronenberga rok wcześniej (która została niesłusznie pominięta przez Akademię). Tego typu wpadki -- i próby ich naprawienia -- zdarzają się Akademii wcześniej. Tegoroczna nagroda dla Meryl Streep za koszmarną "Żelazną damę" jest wyjątkowo rzucającym się w oczy przykładem tej praktyki.
Nie widziałem "Dead Ringers", ale w przypadku Streep nie zgadzam się. Film jako całość faktycznie nie zachwyca, ale rola Streep - najlepsza od dekady (od "Adaptacji"). Zasłużone zwycięstwo.
Streep rzeczywiscie zasluzyla na Oscara, i to od dluzszego czasu, ale tym niemniej fakt, ze zdobyla go za role w "Zelaznej damie" pozostawia pewien niedosyt. Moim zdaniem, to nie byla szczegolnie wymagajaca rola, nie na miare jej talentu. Fakt faktem, ze idealnie nasladowala Margaret Thatcher, nie mozna tez nie docenic wysilku makijazystow -- ale samego "grania" nie bylo tam zbyt wiele (w wiekszosci scen Streep/Thatcher wyglasza przemowienia -- brakowalo mi interakcji z innymi aktorami). Role osob ktore zapisaly sie w pamieci widowni potrafia byc bardziej efektowne, ale stworzenie postaci od podstaw, "z niczego" -- na tej podstawie ocenialbym umiejetnosci aktora. Tym bardziej szkoda, ze Streep nie dostala Oskara za "Adaptacje", ale co zrobic -- Akademia znana jest z chybionych wyborow :)
Cóż, mnie ta rola rozłożyła na łopatki, przy czym najlepsze były nie sceny z kariery Thatcher (choć jej sposób mówienia oddała bezbłędnie), ale sceny dziejące się współcześnie - a to w sumie można uznać za stworzenie postaci (niemal) od podstaw. Nie mówiąc już o tym, że za tę rolę dostała worek innych nagród, chyba tylko Satelity i nagrody SAG jej poskąpili.
Zaś nienagrodzenie jej za "Adaptację" boli mnie coraz mniej, bo z każdym obejrzeniem "Chicago" rola Zety-Jones podoba mi się coraz bardziej ;-)
No tak, tamten rok obfitowal w swietne drugoplanowe role kobiece (rowniez Julianne Moore w "Godzinach", albo wspaniala Miranda Richardson w "Pajaku" -- zauwazona przez niektorych krytykow). Ale coz, nagrody to tylko nagrody, czasem naprawde trudno porownywac wysilki roznych aktorow.
W tamtym roku powinien wygrać De Niro, dla mnie nie ma wątpliwości. Irons natomiast wcześniej za "Dead Ringers"
To był trudny rok dla Akademii. De Niro, Depardieu i Irons zagrali rewelacyjnie i każdy z nich zasługiwał na tą nagrodę.
Nie ma w historii kina lepiej pokazanego gestu poprawiania mankietów koszuli!
Irons jest w tym filmie czystą emanacją tzw. <<wyspiarskiego chłodu>> ale trafniejszym określeniem, myślę, na to co oglądamy w jego wykonaniu jest użycie zwrotu: ... iż jest zimny jak d... zawodowego kopacza studni !
Mając na planie kontrapunkt w postaci rozgorączkowanego Dershowitza (Ron Silver) uczynił z filmu, nie waham się, użyć terminu ,,perełki kina" ostatniej dekady XX w. Jeśli w kategoriach bezwzględnych nie jest to kino z półki, na której ustawiamy arcydzieła, to już w moich oczekiwaniach wobec tego medium spełniło się wybornie. Good night, and good luck, esforty.
9/10
Zgadzam się z kilkoma przedmówcami, że lepiej zrobiliby, gdyby nagrodzili Ironsa za rolę bliźniaków. Tam był kawał roboty, tutaj facet jest po prostu nadętym, pewnym siebie bubkiem bez krzty charyzmy.