Po zapowiedzi "dramat sądowy" spodziewałam się raczej nudy, ciągłych scen z sali sądowej i powolnej akcji. A tutaj film okazał się bardzo klimatycznym dramatem. Niby akcja bez akcji, a podczas seansu nie nudziłam się nawet minuty. Moim zdaniem to nie Jeremy Irons powinien dostać za niego Oscara tylko Glenn Close!!...
Film daleko lepiej napisany (niejednoznacznie, ambiwalentnie, podstępnie, przy tym ciekawie bawi się chronologią wydarzeń i punktem widzenia),
niż wyreżyserowany (nazbyt tradycyjnie, a wręcz telewizyjnie...).
Przydałoby się więcej... kina.