Szkoda, że w końcu udaje się obronić oskarżonego, gdyby został skazany byłoby ciekawiej dla filmu. Jednak trzeba przyznać, że tylko Amerykanie mogli coś takiego nakręcić, moim zdaniem pokazuje on proces kształtowania się demokracji, właściwie całą historię można odczytać w ten sposób. Na początku przysięgli zachowują się bardzo prymitywnie, nie mogą dojść do porozumienia, cały czas się kłócą, nie czują odpowiedzialności zadania, które przed nimi stoi, jednak z czasem (mimo dużych różnic w poglądach i osobowościach) dochodzą do porozumienia i ogłaszając jak możemy przypuszczać sprawiedliwy wyrok. Klimat tego obrazu jest bardzo podobny do "Zabić Drozda", z tym że tamten bardziej mi się podobał pod względem fabuły. W 12 gniewnych ludziach mamy za to, w bardzo ciekawy sposób zestawione różne typy osobowości, które nagle muszą razem współpracować, bardzo interesujące jest obserwowanie każdej z tych postaci.