Ja od samego początku filmu byłam pewna, że wyrok zostanie wykonany, a tu taki happy end.
To mi opis zdradził zakończenie, ale czekałam aż i mnie przekonają do niewinniści oskarżonego. Z tym przejeżdżającym pociągiem i wolnym przejściem chorego staruszka do głównych drzwi było logicznie, a reszta to domysły. Ale ogólnie film z prawdziwym przekazem.
Aby być asertywnym i nie iść za tłumem ( przysięgli stwierdzili żeby głosować, że oskarżony jest winny i bd mogli wyjść), i aby walczyć o innych w słusznej sprawie chociaż są mniejszością.
Dlaczego Happy End? Właśnie to jest w tym wszystkim najlepsze - ta niepewność. Owszem, spędzili cały czas na podważeniu dowodów, ale... czy słusznie? Może jednak to był błąd? Może winny chłopak poszedł wolno?
"Właśnie to jest w tym wszystkim najlepsze - ta niepewność" - tzn jaka niepewność ? Od pierwszych 5 minut było wiadomo że go uniewinnią - inaczej sama oś filmu byłaby bez sensu.
Film pokazuje coś głębszego, niż uniewinnienie tego chłopaka. Pokazuje, że nie możemy być wszystkiego pewni, bo każdy dowód jest do podważenie! Niepewność - bo tak na prawdę nie wiemy czy był winny. Wie to tylko on. Czy byłby on skazany, czy uniewinniony to bez znaczenia, bo i tak nie wiemy czy jest winny.
Idziesz dobrym tropem. I na tym właśnie żerował główny bohater - czyli, ten który głosował za niewinnością. Niczego w życiu nie można być pewnym i tak się rozwinął dramat. Cały film jest kręcony w ciężkiej dusznej atmosferze. Gorące lato, brak klimatyzacji i dym papierosów - to są atrybuty diabelskiej rozgrywki i myślę, że Henry Fonda wystąpił tu jako "adwokat diabła". To są okultystyczne symbole. Henry Fonda jako bohater filmu jest architektem, a jak wiadomo, architekci są od tego, aby tworzyć nową rzeczywistość. Nie ma znaczenia, czy coś jes uważane za dobre czy złe, ważny jest rezultat tej pracy. Staruszek, który go na początku poparł nie występuje tu jako dobra postać. Oskarża on świadka o to, że chciał zwrócić uwagę otoczenia, bo sam w życiu nic nie osiągnął. Myślę, że to jest idealny rysopis jego samego. Ponieważ to co zauważamy w sobie, przekładamy na innych. Na końcu filmu zaczepił on tego architekta, ponieważ znalazł w nim oparcie, dzięki czemu poczuł się spełniony.