Na pewno jest to jeden z najlepszych filmów, oglądanych przeze mnie w tym roku.
Dwunastu przysięgłych o bardzo zróżnicowanych poglądach, charakterach, pochodzeniu i społecznym statusie musi rozstrzygnąć o winie lub jej braku osiemnastolatka, oskarżonego o zabójstwo ojca. Tylko jeden spośród nich nie jest przekonany o winie chłopaka... O samym przebiegi zabójstwa z początku nie wiemy nic, obraz jego wyłania się nam w trakcie debaty ławników, co okazuje się świetnym zabiegiem narracyjnym. Na uwagę zasługuje z pewnością niesłychanie oddana, duszna, klaustrofobiczna wręcz atmosfera filmu, którą tworzą czarno-białe zdjęcia i zbliżenia na twarze bohaterów: widz siedzący przed ekranem niemal czuje ten upał, parne powietrze, pot, a przede wszystkim gorącą atmosferę narady tytułowych bohaterów.
Zaskakujące, że w trakcie niecałych 95 minut seansu twórcom tak doskonale udało się oddać charakter wszystkich członków ławy przysięgłych: na początku nie wiemy o nich nic, na końcu potrafimy scharakteryzować każdego z osobna. To na pewno zasługa świetnego zespołu aktorskiego (m.in. Fonda, Sweeney, Balsam, L.J. Cobb).
Najważniejsze jest jednak to, że dzieło Lumeta stanowi swoisty traktat o moralności, presji otoczenia, konformizmie, o ludzkiej odpowiedzialności i niemożności odkrycia prawdy. Ławnik numer 8 wstrzymuje się od skazania oskarżonego. Dręczą go wątpliwości, ale też wcale nie twierdzi, że oskarżony jest niewinny. I film pozostawia widza z pytaniem (jakkolwiek by to patetycznie nie zabrzmiało, ale przecież tak jest) jakby postąpił na miejscu ławników, a jednocześnie kwestię słuszności orzeczenia ławy przysięgłych (nie mówiąc już o zasadności kary śmierci czy w ogóle amerykańskiego systemu sprawiedliwości) pozostawia nierozstrzygniętą. Wielkie kino.