W samej końcówce, kiedy wszyscy wychodzą z sądu. Przysięgli nr.8 i nr.9 przedstawiają się sobie, podają ręce i odchodzą.
Czy ktoś z was zastanawiał się nad znaczeniem tej sceny? Bo mi długo nie dawała spokoju... Poznajemy nazwiska tylko tej dwójki. I nie sądzę, że to był przypadek.
Chodzi mi po głowie, że sprawiedliwi nie pozostają tutaj anonimowi. Może to trochę naciągane, ale jakże amerykańskie...
Ma ktoś lepszy pomysł?
właśnie ta scena była dla mnie odrobinę symboliczna, ale z innego wzgledu. ta dwojka wartosciowych, madrych ludzi prawdopodobne nigdy wiecej sie w zyciu nie zobaczy, widzieli sie po raz pierwszy i ostatni. a swiat wokolo nich - bezduszny i nienawistny. tak to odczuwalem widzac ta scene.
ktokolwiek, psychol jakiś, rabuś, a najbardziej prawdopodne, ze synek, ale na to pytanie i tak nie dostaniesz odpowiedzi :)
Najlepsze w tym filmie jest to, że wcale nie jest ważne kto zabił...
giani_zola -> w tym podejściu też coś jest.
"swiat wokolo nich - bezduszny i nienawistny" - bezduszny zgoda, ale dlaczego nienawistny?
Niewielka granica dzieli bezduszność od nienawiści.
Nienawistny... Dawno już oglądałem ten film, ale pamiętam jednego z przysięgłych (numer... 2?) który chciał skazać oskarżonego na śmierć "bo wszyscy ci młodzi są tacy, wszyscy coś knują", czy jakoś tak. Nie nazwiesz tego nienawiścią? Może o to chodzi? Czyż mało takich ludzi matka ziemia nosi?
Może i niewielka, ale jednak dzieli. Podobnie jak wiele innych uczuć zresztą...
Od mojego ostatniego seansu tez już trochę minęło. Jeśli dobrze kojarzę mówisz o tym który najdłużej odstawał przy swoim zdaniu? Jak dla mnie to kierował nim raczej żal niż nienawiść. Wychodzi to pod koniec filmu.