Zastanawialiście się dlaczego ten film, choć brak mu dynamizmu i wartkiej akcji, nie nudzi nawet tego, kto szuka tych rzeczy w kinie? Moim zdaniem to dlatego, że w tamtych czasach filmy nie były liczone w setkach tysięcy i nie każdy mógł się okrzyknąć reżyserem od tak. Scenariusz jest bardzo dopracowany, aktorstwo mistrzowskie, a montaż i ruchy kamery nie były nachalne. Ja czułam się jakbym obserwowała ich poczynania zza lustra weneckiego, nie mogąc się wtrącić, ale z udzielającą mi się presją, która na nich ciąży.
A współcześnie? Wiele filmów jest kręconych bez dobrego scenariusza, są chaotyczne i mają wiele nieścisłości, i tylko to pędzenie w zawrotnym tempie z akcją sprawia, że nie mamy czasu się nad niczym zastanowić. Obecnie filmy są tworzone dla pieniędzy. Nie wiem ile "12..." zarobiło, ale uważam, iż każdy grosz jest zasłużony. Widać wyraźną różnice między nim, a współczesnym amerykańskim kinem, które zbija fortunę kolejną cyferką przy kultowym tytule, licząc na sentyment fanów.